Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 11:46, 31 Sty 2012 Temat postu: Maż i nie mąż, czyli jak zmieniają się partnerzy po ślubie |
|
|
No właśnie,
Czy po ślubie czar pryska?
Czy narzeczone po ślubie zamieniają się w "czarownice", a narzeczeni w "tyranów"?
Jakie są Wasze doświadczenia?
Bo ja myślę, że czasem małżonkowie traktują współmałżonka za własnośc poprzez zasiedzenie. Czyli ślub psuje wzajemne dbanie o siebie.
No a jak Wy to czujecie?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kewa optymistyczna realistka
Dołączył: 05 Lis 2005 Posty: 24976 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1879 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: prawie Wrocław
|
Wysłany: Wto 11:50, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Szczerze to chyba nie psuje się przez sam akt ślubu, ale właśnie przez "zasiedzenie" jak to nazwałaś. Poprzez długie przebywanie ze sobą zrzucamy maski, co czasem może być przyczyną rozczarowań.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kilo OK maszynista z Melbourne
Dołączył: 23 Maj 2009 Posty: 19237 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 494 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany: Wto 11:57, 31 Sty 2012 Temat postu: Re: Maż i nie mąż, czyli jak zmieniają się partnerzy po ślub |
|
|
Paj napisał: |
Bo ja myślę, że czasem małżonkowie traktują współmałżonka za własnośc poprzez zasiedzenie. Czyli ślub psuje wzajemne dbanie o siebie.
|
Przecież to oczywista oczywistość. Tu nie mam miejsca do dywagacji.
A teraz do kuchni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
hachiko Gość
|
Wysłany: Wto 12:01, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Czar pryska w momencie, kiedy jedno zaczyna zastanawiać się nad tym. |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:06, 31 Sty 2012 Temat postu: Re: Maż i nie mąż, czyli jak zmieniają się partnerzy po ślub |
|
|
Kilo OK napisał: | Paj napisał: |
Bo ja myślę, że czasem małżonkowie traktują współmałżonka za własnośc poprzez zasiedzenie. Czyli ślub psuje wzajemne dbanie o siebie.
|
Przecież to oczywista oczywistość. Tu nie mam miejsca do dywagacji.
A teraz do kuchni.
|
Kuchnia należy dzisiaj do mego partnera.
Będzie rybka.
Nie mylic z Ribą, bo ona daleko..
No właśnie ja nie wiem, czy warto po raz .............. enty wychodzic za mąż.
Tak bez ślubu wciąż się staramy, dbamy, zalecamy, tulimy, troszczymy.
A po ślubie może będzie; do kuchni!!!
Ja tak nie chcę.
Mąż nie mikser : za długo eksploatowany spali się.
I ja się przyznaję, że czasem usłyszę, niby grzecznie, ale działa na mnie mobilizująco:
Oj, dzisiaj jest Ci źle, bo fryzura nie taka.
No i wtedy mus.
Nawet jak mi się nie chce, to idę do łazienki ucywilizowac się.
Bo a nuż przestanę mu się podobac?!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Seeni Królewna Glątwa
Dołączył: 16 Wrz 2005 Posty: 18510 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2377 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Wto 12:13, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Mój mąż powiada, że romantyzm w małżeństwie ulatuje wraz z pierwszym głośnym pierdnięciem. To stwierdzenie szalenie mnie bawi.
Zasadniczo to ja nie wiem czy te poślubne zmiany to są na gorsze czy na lepsze. Pewno od oczekiwań to zależy. Osobiście obecnie lubię swojego męża zdecydowanie bardziej niż przed ślubem. Kwiatki, sratki i laurki zawsze bardziej mnie irytowały jak wzruszały.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
hachiko Gość
|
Wysłany: Wto 12:23, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Seeni napisał: | Mój mąż powiada, że romantyzm w małżeństwie ulatuje wraz z pierwszym głośnym pierdnięciem |
I wtedy zaczyna się wreszcie życie |
|
Powrót do góry |
|
|
Kewa optymistyczna realistka
Dołączył: 05 Lis 2005 Posty: 24976 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1879 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: prawie Wrocław
|
Wysłany: Wto 12:27, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Seeni napisał: | Kwiatki, sratki i laurki zawsze bardziej mnie irytowały jak wzruszały. |
Chyba też tak miałam, chociaż nie było mi dane przekonać się na własnej skórze, podświadomie zalatywało fałszem i uciekałam od takich "wylewnych". Po znajomych widzę, że w dobrej kondycji przetrwały tylko te związki, które miały mocny fundament, takie romantyczne zwykle kończyły się wcale nieromantycznie. Też lubię swego męża jakby bardziej i chętnie pożyczę mu kasę, bo wiem, że mi się zrewanżuje, gdy będę w potrzebie. Mógłby oczywiście być bardziej wrażliwy na moje potrzeby, ale to chyba dzięki niemu jestem twarda i nie rozczulam się nad sobą zbyt długo
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:36, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
hachiko napisał: | Seeni napisał: | Mój mąż powiada, że romantyzm w małżeństwie ulatuje wraz z pierwszym głośnym pierdnięciem |
I wtedy zaczyna się wreszcie życie |
Taaaa...
Chyba decydujące jest też, co się dzieje, gdy następuje wspólne zamieszkanie.
To jest wg mnie taka pierwsza poważna próba.
Nie ...to nie musi byc pierwsza.
Pamiętam, jak pracując w niedużym radiu miałam starającego się, tak go nazwę.
I na jednej z kolacji usłyszałam:
Moja kobieta urodzi mi syna...
albo
Prasowanie skarpetek jest oczywiste i konieczne, bo w ten sposób zabija się bakterie.
Wtedy zobaczyłam siebie oczami wyobraźni, jak rodzę kolejną..........córkę. No i z wieczną ciążą, jak stoję przy desce do prasowania prasując oczywiście jego skarpetki.
Ta wizualizacja mojej wyobraźni była zbyt wstrząsająca.
Dalszych kolacji już nie było, nie mogłam ryzykowac.
Post został pochwalony 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Seeni Królewna Glątwa
Dołączył: 16 Wrz 2005 Posty: 18510 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2377 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Wto 12:38, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Z tymi mocnymi fundamentami to też chyba nie zawsze. Zasadniczo to moje małżeństwo nie miało żadnych fundamentów. Na małżeństwo zdecydowałam się po trzech miesiącach znajomości, gdyż ohydnie bolał mnie ząb i tylko o tym bólu byłam w stanie myśleć. Zdecydowałam się, bo pomyślałam, że może być śmiesznie i Ojciec nie każe mi wracać do domu o 23.
Zanim pomyślałam co robię już byłam mężatką, a 9 miesięcy później matką ( oczywiście w ciążę zaszłam od razu, jeszcze marsz Mendelsona nie zdążył przestać grać) Faktycznie było śmiesznie, bo ja do bycia żoną podeszłam niezwykle poważnie i np w pierwsze lato wyprodukowałam 380 słoików przetworów a do kanapek męża wsuwałam czułe karteczki z napisami : żuj powoli. Jemu zabawa w dom też tak jakoś przypadła do serca. Potem bawiliśmy się wspólnie w rodzicielstwo, w przeprowadzkę, w urządzanie mieszkania, w wakacje, w a-hoj przygodo. No i jakoś 20 lat zeszło- sama nie wiem kiedy.
Post został pochwalony 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
lena maszynista z Melbourne
Dołączył: 05 Cze 2009 Posty: 3846 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 834 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:45, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
a ile miałyście lat wychodząc za mąż??
Ostatnio dzwonię do mamy, że mam do niej sprawę i żeby była u siebie bo przyjdziemy.
Mama na wstępie oświadczyła że jest przerażona bo myślała że chcę wyjść za mąż choć doskonale wie, że mi się do tego nie spieszy. No ale widocznie pomyślała że skoro dziecko w drodze to może "dojrzałam" do ślubu:D
ps. no młodą "panną młodą" to ja bym nie była
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
hachiko Gość
|
Wysłany: Wto 12:48, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Nie dziwię się ,Paj...
Nie wiem, czy teraz umiałabym żyć pod jednym dachem razem...polubiłam odprężenie,ale życie potrafi zaskoczyć, więc się nie deklaruję w takich sprawach.
Seeni, jesteś mi bliska. Robiłam to samo i wielką radość sprawiała mi zabawa w dom. |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:48, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
lena napisał: | a ile miałyście lat wychodząc za mąż??
Ostatnio dzwonię do mamy, że mam do niej sprawę i żeby była u siebie bo przyjdziemy.
Mama na wstępie oświadczyła że jest przerażona bo myślała że chcę wyjść za mąż choć doskonale wie, że mi się do tego nie spieszy. No ale widocznie pomyślała że skoro dziecko w drodze to może "dojrzałam" do ślubu:D
ps. no młodą "panną młodą" to ja bym nie była |
A o które małżeństwo pytasz?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
lena maszynista z Melbourne
Dołączył: 05 Cze 2009 Posty: 3846 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 834 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:49, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Paj, dawaj po kolei
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
hachiko Gość
|
Wysłany: Wto 12:52, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Paj napisał: | lena napisał: | a ile miałyście lat wychodząc za mąż??
|
A o które małżeństwo pytasz? |
H'jesuu |
|
Powrót do góry |
|
|
Seeni Królewna Glątwa
Dołączył: 16 Wrz 2005 Posty: 18510 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2377 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Wto 13:14, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Byłam na III roku studiów i miałam 22 lata.
W kwietniu poznałam swojego aktualnego męża. W czerwcu pojechałam na zajefajne, trzymiesięczne wakacje w Rzymie. Wróciłam ohydnie zakochana w słonecznej Italii całkowicie zapomniawszy o absztyfikancie ale niestety już z bólem zęba. A potem to tak wyszło jakoś...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:37, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
lena napisał: | Paj, dawaj po kolei |
Ech.....
Co ja Wam będę mieszac w głowach.
Było...minęło.
Ale.......... działo się, oj działo!!
A gdyby mi przyszło do głowy po raz enty wyjśc za mąż, to nie omieszkam Was o tym powiadomic.
Ps.
Pierwszy raz, gdy miałam 18 lat.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:41, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Kiedyś napisałam o tym...
Będąc w ciąży z drugim dzieckiem wylądowałam w nocy na oddziale z powodu zagrożenia ciąży.
Rano przyszedł obchód.
I jeden z lekarzy nie patrząc na mnie, traktując jak mebel, zapytał w obecności oczywiście całego obchodu:
-Mężatka?
-Tak
-Która ciąża? zapytał.
A ja na to:
-A z którym mężem?
Byłam wściekła, bo co ma mąż do ciąży??!!
Nooo...nie musi, nie.?
ALe jak to wypowiedziałam, to cały skład obchodu wybuchł śmiechem i wyszedł z sali.
Ostatni w białym kitlu odwrócił się do mnie i rozbawiony powiedział:
-On (czyli ten lekarz wścibski pytający) jest w trakcie czwartego rozwodu.
Noooo... i trudno się nie uśmiechnąc.
Post został pochwalony 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
lena maszynista z Melbourne
Dołączył: 05 Cze 2009 Posty: 3846 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 834 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:45, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Mnie jest dobrze tak jak jest. Co prawda denerwują mnie czasami pewne kwestie - jak choćby "zarejestrowanie" dziecka. Do tego papier by się niewątpliwie przydał...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
rosegreta Gość
|
Wysłany: Wto 16:36, 31 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Podobają mi się Wasze wypowiedzi.
Nie wiem czy po ślubie sie zmieniamy. Chyba kształtujemy sie cały czas, doświadczenia, przezycia zmieniają nas.
Pierwszy raz wyszłam za mąz wieku 26 lat, potajemnie jak to wymawiają mi znajomi.
Na początku było trudno. Każdy miał pewnie jakieś oczekiwania, wyobrażenia na temat ról w zabawie w dom. W pewnym momencie nawet myślałam o rozwodzie. Nie ogarniałam wszystkiego. I nagle pstryk, mąż się zmienił. I nie mogę powiedzieć złego słowa. Może dorósł do roli, może zrozumiał o co chodzi w tej zabawie.
Stał się partnerem.
Przed ślubem nie było kwiatków, czekoladek, wierszy o milości, piosenek pod oknem. Były ale nie przez niego zostawiane. Inni bawili się w romantyzm, odwozili mnie do domu, zostawiali kwiatki i liściki. Miłe, ale jakies niekonkretne dla mnie. Potrzebowałam wyznania, dowartościowania, konkretnych uczuć a nie ulotnego wzdychania.
Jestem koziorożcem.
Mąż nawet mi nie pomagał przed ślubem. Od ukończenia szkoły średniej sama utrzymywałam się i sama mieszkałam. Rodzice owszem coś mi tam pomagali, ale ja rzadko proszę o pomoc.
Różnie bywalo i różnych zajęć się imałam. To co potrafiłam. Komuś poprowadziłam książkę przychodów i rozchodów, komuś wypełniłam deklaracje, wnioski o kredyt, kelnerowałam itd.
Paliłam sama w piecu, więc musiałam porąbać drzewo, przynieść koks z komórki i rozpalić w piecu. Mąż przychodził po migdalić się ale nigdy nie spytał czy mi pomóc. Wrrr. Podobno czekał aż poproszę. Nauczył mnie prosić o pomoc a ja nauczyłam go pytać czy nie potrzebuję pomocy.
Nie wiem czy potrafiłabym drugi raz związać się z mężczyzną i raczej nie wiem czy wyszłabym za mąż.
Choć nasze prawo nie uznaje konkubinatu i te formalności...Problem z testamentem, problem u lekarza...
Chyba wole być żoną niż konkubiną albo narzeczoną to ułatwia wiele spraw. |
|
Powrót do góry |
|
|
|