|
po 30-tce niezwykła strona niezwykłych użytkowników
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jayin mistress of chaos
Dołączył: 05 Paź 2006 Posty: 5958 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 987 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: pogranicze Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:18, 05 Kwi 2011 Temat postu: "My, dzieci tamtych rodziców" |
|
|
Tak, wiem, że teraz "są inne czasy, więcej chemii i zanieczyszczeń w środowisku", itepe, itede... Chociaż myślę, że nie do końca jest aż tak odmiennie od "wtedy", jeśli chodzi o całokształt. To ludzie się zmieniają.
W ramach nostalgicznych wspomnień, na smętny widok niektórych dzisiejszych dzieci "miejskich"...
------------
"My, dzieci tamtych rodziców"
."Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na obrzeżach małego miasteczka—właściwie na wsi. Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny. Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią nasze szalone lata 80.:
Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy).
Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.
Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.
Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki temu nigdy nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem.
Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.
Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo—jak zwykle.
Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą do niej wracać.
Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.
Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy się trochę baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze.
Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.
Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję, żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami dorosłych.
Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.
W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać.
Pies łaził z nami—bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi.
Raz uwiązaliśmy psa na „sznurku od presy” i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.
Mogliśmy dotykać innych zwierząt. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.
Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie osikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył, po tej czynności, rąk.
Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić dzień dobry i nosić za nią zakupy.
Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to dzień dobry wymusić.
Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka.
Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo.
Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów.
Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.
Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.
Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.
Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść.
Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.
Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził.
Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł.
Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.
Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitanie—bez beczenia i wycierania ust rękawem.
Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.
Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić, musieliśmy sobie dawać radę sami.
Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.
Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie przyjmowali pomoc przypadkowych wychowawców.
Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani.My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu. A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!"
Post został pochwalony 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
letnisztorm Tunrida Storm
Dołączył: 16 Lut 2009 Posty: 14847 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2172 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:48, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Z dzieciństwa, młodości i czasów studenckich najbardziej podobał mi się brak telefonów komórkowych ( stacjonarnego też w domu rodzinnym nie było ) więc nie było w zasadzie żadnej kontroli.
Pierwsza głupia rzecz jaką zrobiłam to samodzielne zakupy w wieku 4 lat na drugim końcu miasta.
Ostatnia przechodzenie z pokoju do pokoju w akademiku, przez okna, na czwartym piętrze. Często klucz nam się zawieruszał.
Mam tylko nadzieję że że Julia nie odziedziczyła po mnie głupich pomysłów, bo Radek jak na razie nie przejawia żadnego wariactwa.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Jayin mistress of chaos
Dołączył: 05 Paź 2006 Posty: 5958 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 987 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: pogranicze Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:51, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
tak sobie myślę, że to co dla nas teraz jest "głupimi pomysłami" - kiedyś wydawało się całkiem logiczne i normalne
a może po prostu sami za siebie odpowiadamy i ponosimy konsekwencje i łatwiej nam jest robić coś głupiego samemu, niż patrzeć jak robią to nasze dzieci, gdy konsekwencje muszą ponieść one i chcemy je przed tymi konsekwencjami chronić?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
hachiko Gość
|
Wysłany: Wto 10:51, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Kiedyś dzieci nie były bombardowane reklamami i nie miały wglądu ( z wyjątkiem niektórych scen zagranicznych filmów w sklepach) w kolorowy świat. Budziła się wyobraźnia i miały to ,czego pozbawione są dzisiaj - przyzwolenia na ich prawa.
Miałam siedem lat, kiedy postanowiłam wyruszyc w świat rowerem. Zawróciłam dwie ulice dalej, ponieważ krajobraz był mi nieznany i zapomniałam lalki.
Mam problem z wypośrodkowaniem w wychowaniu. Z jednej strony chciałabym,żeby jeszcze tkwił w "kolorach",spontaniczności, z drugiej cierpię, gdy natknie się na fałsz i cwaniactwo albo wyskakuje z czymś szalonym ;)Wtedy trzeba wyjaśniac. |
|
Powrót do góry |
|
|
nudziarz męska zołza
Dołączył: 23 Cze 2008 Posty: 14583 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1176 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 15:31, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Ech.... mialem pewnie z 10-11 lat, kiedy bawiac się ( jako obrońca) w zdobywanie twierdzy, a twierdzą ta byla sterta siporexu ( beton pianowy) przygotowanado jakiejś budowy, zostalem zepchniety przez napastnika i plecami zjechałem po tejże stercie.
Skutek: plecy były po prostu starte jak na tarce, a ze pojawiała się krew, wiec polozylem sie plecami w kurzu, zeby zrobily sie strupy.
Po czym oczywiscie kontynuowalem zabawę.
Jak była reakcja mamy wieczorem ?
Umyla, stwierdzila, ża jakakolwiek woda utleniona i tak juz nie ma sensu, wiec powiedziała tylko " no to teraz pospisz kilka dni na brzuchu" Kropka.
Oczywiscie przyschlo jak na psie
P.S. Nauczony ta lekcją swoim dzieciom dezynfekowalem rany wylacznie wtedy, kiedy naprawde byly czymś zabrudzone czyms niebezpiecznym. Do dzis moje dzieci ( jak i ich ojciec) nie wiedza co to ropa, złe gojenie sie ran, jakies stany zapalne. Woda w wiekszości przypadków zupelnie wystarcza .Alboi nic
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez nudziarz dnia Wto 15:35, 05 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
lena maszynista z Melbourne
Dołączył: 05 Cze 2009 Posty: 3846 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 834 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:38, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Jayin.... to co napisałaś to jakbyś opisała moje dzieciństwo
plus ... jeszcze parę smaczków ... dopiszę
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kubuś73 maszynista z Melbourne
Dołączył: 15 Sty 2007 Posty: 4524 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 15:38, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
My bawiliśmy się "na podwórku" biegało się z patykami w garści i bawiło w wojnę, grało w "Państwa i miasta" Dziewczyny( i nie tylko) grały w gumę. Teraz już tego nie ma. JEST INTERNET, KOMUNIKATORY. Zero jakiejkolwiek socjalizacji. Dzieciaki są wyobcowane i swiat znają z telwizji. Szkoda mi tego pokolenia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kubuś73 maszynista z Melbourne
Dołączył: 15 Sty 2007 Posty: 4524 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 28 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 15:41, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Jayin Na skutek zabaw na trzepaku miałem 11 razy szytą głowę i raz rękę. Po trzecim razie na pogotowiu szyli mnie jak weterana "bez znieczulenia" Nigdy nie dostałem w skórę za to
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
nudziarz męska zołza
Dołączył: 23 Cze 2008 Posty: 14583 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1176 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 16:02, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
teraz dzieci niestety nie umieja bawić sie " w coś". Potrafia tylko bawic sie "czymś", a jak nie daj Bóg bateria sie skończy to i po zabawie.
Kubuś > w kwestii szycia.. bawiac sie samuraja trafilem takim nożem- maczetą we wlasny palec. Wiec zawinąłem, wsiadłem w trolejbus i pojechalem do lekarki-znajomej rodziców, żeby zszyła.
Przed wyjsciem z domu nie zaponialem zetrzeć krwi z łazienki i korytarza, bo rodzice przecież strasznie by się zdenerwowali
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez nudziarz dnia Wto 16:03, 05 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Jayin mistress of chaos
Dołączył: 05 Paź 2006 Posty: 5958 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 987 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: pogranicze Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:23, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
a, tak. krwawe akcje
też mam na koncie kilka. i żyję. jeszcze.
swoje dziecko i Domowe, 12-letnie, staram się jak najczęściej wywozić "od cywilizacji". wiecie... bez kompa, za to łuk z kija, podchody leśne, żagle, ogniska, podwórko, bez zbytniego chuchania i użalania się nad nimi, czy trzymania w sterylnej klatce domowo-zdrowotnej.
...komp dostępny jest. tyle, że z umiarem, co by nie wyrastały "nieprzystosowane". ale mają jakąś tam alternatywę dla siedzenia w domu.
(kiedy klasa młodej jechała na "zieloną szkołę" - większośc dzieciaków wpadła w panikę i protestowała, że mają spać w namiotach... wyszło w koncu na to, ze spali W HOTELU... bo się bali, ze zimno bedzie, ze mrówki, ze cos tam.... najgorsze było to, że ich rodzice wołali to samo, oburzając się na wychowawcę, że każe dzieciom spać w spiworach pod "jakąs plandeką"
ech. no.
poza wywiezieniem na jakąś głuchą wieś dziecka, nie widzę opcji wychowania go wg "starych dobrych zasad"
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Aproxymat Para X to my
Dołączył: 26 Sie 2005 Posty: 33795 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1537 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zewsząd Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 17:01, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
No ba, urazy były normalną rzeczą. U mnie głównie typowo piłkarskie Chociaż raz rozbiłem sobie głowę przytrzaśnięty skomplikowaną konstrukcją metalowo-betonową, którą wcześniej dzielnie z kolegami zbudowaliśmy.
Rany się faktycznie przemywało wodą albo w ostateczności wodą utlenioną i nigdy nic się nie działo niebezpiecznego. Niebezpiecznie to było dopiero, gdy jako dorosły człowiek dostałem anatoksynę, ze względu na zabrudzone rany - efekt? fatalny, na szczęście nie umarłem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
lena maszynista z Melbourne
Dołączył: 05 Cze 2009 Posty: 3846 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 834 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:29, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
zimowe zabawy od rana do nocy na górce ...
i nikt nie płakał, że zimno, czy że ubranie przemoczone ...
letnie zabawy w indian - mama uszyła nam worki na strzały ... no i bawiliśmy się w lesie ...
kiedyś jako dziecko około 10- 11 roku życia wpadłam na pomysł (wspólnie z koleżanką), że odwiedzimy koleżankę z sąsiedniej wsi. Wsiadłyśmy na rowery i w drogę. Było całkiem fajnie, ale w drodze powrotnej rower mi się złamał, więc trwało to strasznie długo ... a że zrobiłyśmy się głodne, to jeszcze zahaczyłyśmy truskawki na działce Rodzice i sąsiedzi nas szukali ... a my smaczne truskawki wcinałyśmy
z kolei kiedy byłam jeszcze mniejsza, w mojej wsi był spory PGR ... to postanowiłam się kiedyś wybrać z paniami od dojenia na łąki ...tyle że droga prowadziła przez "morze krowich placków" a ja założyłam nowiutkie, błękitne drewniane chodaki ... mina rodziców - bezcenna
ogólnie we wsi miałam opinię bosonogiej Kasi, bo jako dziecko uwielbiałam długie spódnice i bose nogi ....
zabawy z koleżankami polegały na tym, że wynosiłyśmy z domu wiele zabawek typu lalki, łóżka dla lalek ... i budowałyśmy prawdziwy domek gdzieś w szopie na drewno, albo w ogrodzie ... i tak spędzałyśmy całe dnie ...
a kiedy spadł śnieg, a ze szkoły było 3 km, to uciekaliśmy ze świetlicy i całą paczką wracaliśmy piechotą do domu, bo można było wtedy zaliczyć największe zaspy i robić orzełki na śniegu ...
a z kolei kiedy było gorąco, to tak samo wracało się fajnie, bo można było zdjąć buty i zatapiać bose stopy w rozgrzanym asfalcie ...
jeśli chodzi o skaleczenia, czy zdrapki ... to niezawodny był liść babki
do morza mam co prawda 10 km, ale jako dzieci chodziliśmy się kąpać do pobliskiej rzeczki "większego rowu" a później około 3 km od domu do jeziorka leśnego .... i nikt się nie martwił że ktoś może się utopić ....
echh..... można mnożyć takie przykłady i długo opowiadać ....
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Biedrona ladybird with stripes
Dołączył: 08 Mar 2007 Posty: 6687 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 133 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z łąki
|
Wysłany: Wto 20:25, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
hm... wspomnieniowy klimat mnie złapał...
Ja chyba jak większość dzieciaków z tamtych lat tez miałam "patologiczną" rodzinę
Jako 6 - 10 latka spędzałam wakacje na koloniach a potem u dziadków na wsi. To był raj. Zbierała się cała zgraja dzieciaków i bawiliśmy się w dzień w domki, zawody, łowienie ryb na gwoździe i sznurek (stawy piękne i lasy są bardzo blisko domu moich dziadków) oczywiście nigdy nic nie złowiliśmy. Zresztą darliśmy się jak opętani...
Co do krowich placków... Też miałam przygodę... We wsi był PGR i wymyśliliśmy że pobawimy się w łapanego na takim ogrodzonym wybiegu dla krów. Było fajnie do czasu aż poczułam rozgrzaną maź między palcami w sandałku...
Pamiętam też jak zataszczyliśmy wielka balię nas staw by w niej pływać. Mieliśmy niezła zabawę...
Mnie wariactwo zostało trochę dłużej. Czasem myślę, ze do dziś.
Pamiętam, ze jako 12 - 13 latka miałam świra na punkcie przerabiania ubrań. Szyć nie umiałam ale obcinać świetnie. Były modne wtedy takie skarpetki z falbanką z takiego samego materiału jak rajstopy. Siedząc z przyjaciółka wpadłam na pomysł, ze jak obetnę rajstopy i rozciągnę u góry to tez będzie fajne... Nie namyślając się długo przyjaciółka wyjęła z szafy worek rajstop. Może ze 20 par. Rożne były, kolorowe i we wzorki. Obcinałam na różne długości... Potem przymierzyłyśmy i okazało się, ze wcale nie chce się to trzymać na nodze. Wsadziłyśmy to w worek i zapomniałyśmy o sprawie. Po kilku dniach okazało się, ze pocięłyśmy cały towar, który mama przyjaciółki przywiozła z Turcji na handel...
Niczego mnie to nie nauczyło...
Kilka lat później szykowałam ta przyjaciółkę na dyskotekę. W jakiejś gazecie zobaczyłam półgolfik z rękawkami obciętymi w taki sposób, ze było widać ramiona. Cóż... ona przyniosła półgolfik wełniany (całość dzieje się w lipcu) a ja odcięłam sprytnie rękawy. Poszłyśmy na dyskotekę. W połowie imprezy ona zaczęła się pruć...
Obcinać włosy też lubiłam... Jak raz przystrzygłam mojego brata to mama się popłakała...
Kiedyś było fajnie... Pamiętam jak cała zgrają siadaliśmy przed blokiem. Chłopcy przynosili gitary...
Albo wyjazdy pod namioty...
Albo obozy na których nikt nas praktycznie nie pilnował...
Zawsze chciałam by moja córka też mogła się tak wychowywać. Niestety... teraz pod blokami cisza, dzieciaki albo w klubach albo przed komputerami. Przykre to...
Post został pochwalony 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Nikt sikający na stojąco
Dołączył: 07 Lis 2005 Posty: 7296 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 478 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z samego dna
|
Wysłany: Wto 21:34, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Aproxymat napisał: | No ba, urazy były normalną rzeczą. U mnie głównie typowo piłkarskie Chociaż raz rozbiłem sobie głowę przytrzaśnięty skomplikowaną konstrukcją metalowo-betonową, którą wcześniej dzielnie z kolegami zbudowaliśmy.
Rany się faktycznie przemywało wodą albo w ostateczności wodą utlenioną i nigdy nic się nie działo niebezpiecznego. Niebezpiecznie to było dopiero, gdy jako dorosły człowiek dostałem anatoksynę, ze względu na zabrudzone rany - efekt? fatalny, na szczęście nie umarłem. |
Wstrząs anafilaktyczny rzeczywiście może być beeeeeee
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Aproxymat Para X to my
Dołączył: 26 Sie 2005 Posty: 33795 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1537 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zewsząd Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:06, 05 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
I tak faktycznie, nie było to nic miłego.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Nikiasz maszynista z Melbourne
Dołączył: 04 Lut 2007 Posty: 2098 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 55 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 15:03, 06 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
dobrze pamiętam ciągłe wypady na boisko wraz z czymś co przypominało piłkę i ciągłe wspominanie rodziców na temat nieodrobionych lekcji - jakby nie mogli zrozumieć że nie było na to czasu , gra w kapsle czy latem powroty z połamanymi sankami i awanturami o brak wyczucia czasu ......
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
rosegreta Gość
|
Wysłany: Śro 16:04, 06 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
a czy ktoś z Was bawił się w podchody w miejskim autobusie ?
Zostawiliśmy strzałkę na przystanku, wsiedliśmy do autobusu, narysowaliśmy strzałkę kredą na podłodze autobusowej, wysiedliśmy no i dalej rysowaliśmy strzałki dla przeciwnej drużyny.
u mnie w górach jest dużo tuneli podziemnych to był dopiero raj, tyle, że nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawę z niebezpieczeństw.
Ostatnio zmieniony przez rosegreta dnia Śro 16:05, 06 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
hachiko Gość
|
Wysłany: Śro 20:06, 06 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Właśnie , były podchody i gra w cegiełki na zasadach w chowanego. Kładło sie stertę cegieł, a gdy kryjący się oddalał, trzeba było podbiec i zburzyc wieżę.
Było strzelanie jarzębiną z rurek po nogach (chłopcy), zabawa w sklep , widoczki, gumę, chłopa, szczura, klub niewidzialnej ręki, zgadywanie filmów.
U nas były rodzeństwa z kilkuletnią różnicą wiekową. Starsi niekiedy pozwalali nam siedziec obok nich i ewentualnie skoczyc po słonecznik |
|
Powrót do góry |
|
|
Aproxymat Para X to my
Dołączył: 26 Sie 2005 Posty: 33795 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1537 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zewsząd Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:39, 19 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Podchody były super zabawą, podobnie jak przeszkadzanie innym, którzy się w to bawili, poprzez dorysowywanie mylących strzałek w niespodziewanych miejscach.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Juli* sobą być i więcej nic
Dołączył: 11 Kwi 2006 Posty: 7997 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:11, 08 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Nie lubiłam podchodów. Były nudne. Wolałam robić coś, co innych nudziło, czyli obserwować i fotografować przyrodę.
Uwielbiałam wszelkiego rodzaju gry i zabawy ruchowe, zabawy lalkami, jazdę na rowerze - biedny tata musiał wyprawy szykować, ale sam je lubił, więc moze nie było tak źle. Moje dzieciństwo to też konie, cuda na trzepaku (dobrze, że mama nie widziała połowy wywijasów). Zima to łyżwy zdecydowanie. Lato to wyjazdy, wypady, wędrówki i tak mi zostało do dziś. Dyskoteki, bo strasznie lubiłam tańczyć i lubię w dalszym ciągu. Wówczas ludzie się na nich przede wszystkim dobrze bawili. Te rozmowy, śmiech, no i taniec rzecz jasna. Odprowadzanie się do domów i stanie jeszcze przed nim, bo trudno się było rozstać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Juli* dnia Śro 21:12, 08 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|