Forum po 30-tce Strona Główna po 30-tce
niezwykła strona niezwykłych użytkowników
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Z pamiętnika młodego funkcjonariusza...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Po 30-tce
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
gacek
trzypiętrowe liczydło


Dołączył: 20 Mar 2007
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:02, 20 Mar 2007    Temat postu: Z pamiętnika młodego funkcjonariusza...

Z pamiętnika młodego funkcjonariusza



Zamiast wstępu


Zapewne słyszeliście, że na topie są blogi. Podobno już blogują miliony Polaków. Któregoś dnia, podczas żeglowania po bezmiarze internetu, natrafiłem (jak sądziłem), na zapiski małolaty. W związku z tym, że w najnowszym jej wpisie słowo „że” napisane było przez „ rz”, w swoim stosownym komentarzu udzieliłem autorce tegoż stosownego wytyku. Oj dostało mi się, dostało za swoje. Okazało się, że właścicielką pamiętnika nie jest jakaś tam małolata a polonistka, na pomoc której dzielnie przybyła jej mamusia. Wyzwano mnie od buraków czepialskich, od kartofli...
Co do buraka to może być, ale jeżeli chodzi o kartofla, to nie bardzo, bo ostatnio jest on, zwłaszcza na zachodzie a i w Polsce również, wyśmiewany. Postanowiłem więcej do żadnego bloga nie zaglądać, a zacząć pisać własny...

Drogi czytelniku jeżeli w jakimś opisywanym zdarzeniu powiesz, że to jest o tobie to jesteś w błędzie, wszak:

Wszelkie tu podobieństwo osób i zdarzeń jest przypadkowe.



C Z Ę Ś Ć I

PRZED UPADKIEM


Bunt

W Czarnobylu nastąpił wybuch, w Polsce narastająca z godziny na godzinę plotka o jakiejś wielkiej katastrofie jądrowej na wschodzie... Nad terenem, kolejnej priorytetowej bo socjalistycznej, budowy szpitala w Łomży świeciło owego dnia pięknie słoneczko. Wysoko na niebie stało sobie, i jak zwykle przygrzewało już dość dobrze o tej porze roku. Rozleniwieni trochę tym słońcem, a trochę szarą codziennością budowlańca, łaziliśmy za dupą kierownika żebrząc o nową parę rękawic, bo te z przed tygodnia rozpadły się i zostały z nich tylko strzępy. Co prawda te strzępy w jakimś tam stopniu chroniły ręce przed ostrymi kantami cegły i chropowatością pustaka, które tonami trzeba było przenosić z miejsca na miejsce aby w końcu wylądowały na ścianie gdzie będą stanowiły jednolity blok co już na wieki mają w nim pozostać niewzruszenie...
Tak jak ten jedynie słuszny blok...
Narastał we mnie bunt. Bunt przeciw porwanym, ochlapanym wapnem watówkom w których wiatr poczynał wcale sobie dobrze. Nadwerężając moje biedne korzonki, podsycając rozwój rwy kulszowej...Bunt przeciwko cwanemu majstrowi który to poruszał się w robocie jak żółw ale wypłatę to miał największą...
Zastanawiałem się co zrobić aby się wyrwać z tego bagna budowlanego...
Czy do końca moich, czynnych zawodowo dni, miałem wznosić w ten sposób socjalistyczną ojczyznę?
Pewnego dnia podczas biadolenia nad własnym losem, mój budowlany kolega powiedział, że jego brat jest milicjantem i, że w zasadzie to nic on nie robi. Czasem tylko motocyklem przejedzie się po wsiach. A cóż to za robota? No pewnie, cóż to za robota przejechać się z nudów motocyklem... Przyprawdziłem koledze. Kolega powiedział też, że milicjantem może zostać każdy. Coś mi zaczęło świtać w głowie...
Po skończonej dniówce, jak zwykle wlokłem się ulicami Łomży w stronę ulicy Wesołej gdzie był hotel w którym mieszkałem. Wlokąc się, przez jakiś czas obserwowałem patrol MO – młodzi chłopcy w nowiutkich mundurach, wolnym krokiem szli sobie przed siebie i wyglądało, że tak idą bez celu żadnego... Czy nie lepsza to praca od tej na budowie?

To nie było moje pierwsze spotykanie z milicją. Ot chociażby przed kilkoma dniami kiedy to mój kolega hotelowy sprowadził do pokoju panienkę żądną przygód. Koledzy pobili się o nią. W amoku zalotów wyważyli do pokoju, w którym panienka ta się znajdowała, drzwi. Obsługa hotelu wezwała milicję. Przyjechali w długich płaszczach, z pałkami u boku. Zabrali panienkę. O jak się ona do nich lepiła. Oni ją odpychali, a ona lgnęła do milicjantów jak rzep do psiego ogona. Załadowali ją do UAZA, w śniegu umyli ręce i odjechali. Albo przed kilkoma miesiącami kiedy to w ramach szukania dobrze płatnej roboty włóczyłem się po Polsce, i noc zastała mnie na szumnym dworcu PKP w Ostrołęce. Bez grosza, bez biletu ważnego, z kawałkiem suchej bułki w kieszeni. Zajechali UAZEM, zapytali się co ja tu robię. Powiedziałem, że czekam na pociąg. Kiedy poprosili o ważny bilet, nie mogłem im takowego biletu okazać. Jeden z nich zajechał mnie w mordę aż gwiazdy w oczach zamigotały i odjechali...Albo 3 maja 1983 r w Gdańsku. Łaziłem po ulicach starówki. Patroli mundurowych gęsto, jeden za drugim. Zapytali się co robię, skąd jestem. O z łomżyńskiego...podejrzana sprawa...więc mnie do suki i na Komisariat. Na Komisariacie uzbierała się grupka zatrzymanych. Wśród nich wyróżniał się z rudą brodą który w kółko się kręcił i powtarzał, że tym razem to chyba się nie uda...Puścili...Jak strzała udałem się na pobliski dworzec PKP i w pociąg... do domu...Więcej do Gdańska prywatnie nie przyjechałem...
Takie to były moje kontakty z milicją.
Chociaż nie... Zapomniałem o jednym istotnym zdarzeniu. Gdzieś tak w połowie lat 70- tych więc w porze rozwijającego się dobrobytu który chyba już sięgnął najwyższej poprzeczki, moi rodzice po długich przymiarkach kupili używane radio. Takie duże, w drewnianej obudowie i z zielonym oczkiem które najpierw się zaczynało świecić a dopiero później po rozwiniętej antenie spływał chyba z nieba normalny ludzki głos.
A jednak z tym dobrobytem to prawda bo oto w moim domu też jest radio... Dość szybko się zorientowałem, ze w takim radiu można słuchać Wolnej Europy. Nie wiem jak na to wpadłem. Pewnie to przez ciągłe kręcenie tym radiem mimo, że rodzice a zwłaszcza ojciec darł się na mnie żebym tak nie kręcił bo popsuję.
Jak tylko wpadłem na trop rozgłośni która produkowała traktory, moja świadomość obróciła się o 360 stopni. Coś mnie podkusiło aby napisać list do jedynie słusznego źródła informacji, mianowicie do Polskiego Radia. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Napisałem do Fali ileś tam, bo chyba z roku na rok ta Fala wzrastała, że gdy byłem w lesie to podsłuchałem rozmowę kilkunastu mężczyzn którzy rozprawiali o przewrocie w Polsce. List wysłałem z miejscowej poczty. Po jakimś czasie przychodzi wezwanie abym się razem z rodzicem wstawił do najbliższego Posterunku MO. Rodzice bardzo chcieli wiedzieć co ja takiego poważnego nabroiłem, że mnie wzywają. Bardzo byli zdziwieni ponieważ przez całe swoje dorosłe życie nie byli ciągani przez Milicję, a ja mając naście lat już jestem ciągany.... Pewnego zimowego dnia ojciec założył do sań konika i truchtem zmierzaliśmy do tego domu sprawiedliwości jedynie słusznej... Tam już czekali jacyś panowie ubrani dość dobrze, w garniturach i pod krawatem... Wypytywali się o wszystko, a najbardziej chcieli wiedzieć kto mnie namówił do napisania tego listu. Powiedziałem im prawdę, że sam te głupoty wymyśliłem. Jednocześnie wyraziłem skruchę i obiecałem, że już nigdy w życiu żadnych głupot nie napiszę. Zakomunikowali mi, że gdy zechcą to mnie nigdzie nie przyjmą, do żadnej szkoły...
Po powrocie do domu rodzeństwo nazwało mnie partyzantem. W szkole pani też chciała wiedzieć po co mnie wzywali na milicję. Ale ja pani prawdy nie powiedziałem...

Teraz to już na prawdę wyznałem moje wszystkie kontakty z komunistyczną MO.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lulka
Ewa chce spać


Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 11227
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1364 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:36, 20 Mar 2007    Temat postu:

Czy tutaj można się wpisywać? Blog jest, ale księgi gości niet.
No nic. W razie czego wykasuję.
Chciałam tylko napisać, że ja nie lubię funkcjonariuszy z mojej wsi. Mamy tutaj jedno skrzyżowanie i jak zaczną kierować ruchem to się taki korek robi, że się spóźniam do pracy.
Jeżdżę więc środkiem ulicy i czasami mnie zatrzymują zadając głupie pytanie dlaczego tak sobie tym środkiem jadę? Jak jest taki młody, pokomunistyczny funkcjonariusz to jeszcze pół biedy. Nakrzyczę na niego i mnie czym prędzej puszcza. Ci komunistyczni zaś to twarde sztuki. Trzeba wymyślać inne fortele.
Generalnie przez to skrzyżowanie i przez tych funkcjonariuszy mam nerwowe poranki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gacek
trzypiętrowe liczydło


Dołączył: 20 Mar 2007
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:27, 20 Mar 2007    Temat postu:

. a słusznie czynisz, nie daj się niebieskim. Pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nudziarz
Gość





PostWysłany: Wto 12:42, 20 Mar 2007    Temat postu:

niebiescy czyli blues
Powrót do góry
Kasztanka
Gość





PostWysłany: Wto 12:43, 20 Mar 2007    Temat postu:

Jakby Ci to gacek wyluszczyc - w tym hotelu to po dzis dzien jeden niebieski na pewno mieszka.

Internet tez ma. Tongue out (1)
Powrót do góry
Nikt
sikający na stojąco


Dołączył: 07 Lis 2005
Posty: 7296
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 478 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z samego dna

PostWysłany: Wto 12:45, 20 Mar 2007    Temat postu:

Co najmniej Jeden na pewno

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
slepa i brzydka
madonna z wielkim cycem


Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 10000
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 964 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Vondervotteimittiss

PostWysłany: Wto 12:51, 20 Mar 2007    Temat postu:

nudziarz napisał:
niebiescy czyli blues


hehe, bardzo fajna piosenka... zaloze sie, ze od tamtego czasu nic poza sprzetem i nazwa nic sie nie zmienilo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aproxymat
Para X to my


Dołączył: 26 Sie 2005
Posty: 33795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1537 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: zewsząd
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:42, 20 Mar 2007    Temat postu:

To znaczy mamy dokonać tu autolustracji?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nudziarz
Gość





PostWysłany: Wto 16:45, 20 Mar 2007    Temat postu:

Ja się przyznaję do autolustrzycy.
wystarczy ?
Powrót do góry
Aproxymat
Para X to my


Dołączył: 26 Sie 2005
Posty: 33795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1537 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: zewsząd
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:49, 20 Mar 2007    Temat postu:

Cokolwiek to jest, Nudziarzu. Choroba lusterek samochodowych?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasztanka
Gość





PostWysłany: Wto 17:05, 20 Mar 2007    Temat postu:

Przychodzi otyly facet do lekarza.
- Panie doktorze, czy moglby pan zobaczyc mojego penisa? Nie wiem, czy tam jeszcze jest, nie widze go...
- Jest, jest ... wszystko w porzadku ... - mowi lekarz po badaniu.
- A czy moze go pan ucalowac ode mnie? Tongue out (1)Tongue out (1)Tongue out (1)
Powrót do góry
gacek
trzypiętrowe liczydło


Dołączył: 20 Mar 2007
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:14, 20 Mar 2007    Temat postu:

Miło, że tak mnogo tu czytelnika. Cieszę się.

Oto c.d Pamiętnika...


Kiedy postanowiłem wstąpić do gmachu WUSW w Łomży aby się zapytać o możliwość przyjęcia się do pracy w MO pomimo, że tak wiele razy przechodziłem koło niego, to wielokrotnie podchodziłem do wejścia i się wracałem. Brakowało mi odwagi. Ale w końcu się odważyłem i któregoś dnia wszedłem, i się zapytałem. I nikt mnie nie zjadł. Miła pani z uśmiechem na twarzy odpowiedziała, że owszem są przyjęcia, i wręczyła mi plik papierzysk do wypełnienia. Zaczęło się... Żegnajcie porwane drelichy, śmierdzące potem onuce...

Wręczone mi papierzyska zacząłem mozolnie wypełniać. Część rubryk które wymagały jasnego samookreślenia się, podczas wypełniania przyprawiały o szybsze bicie serca. Ale co tam. Zwróciłem wypełnioną dokumentację która miała sprawić, że zacznę pracę w nowym fachu i spoczęła ona w już mojej teczce...O, oo...
Po jakimś czasie udałem się do Białegostoku do psychologa. Podobno od jego decyzji zależy czy będę pracował, czy nie. O, jaka ta pani psycholog była przemądra. Pokazywała mi na kartkach papieru takie proste rysunki, nawet nie pokolorowane, i pytała się co one przedstawiają. Jestem ze wsi i jak to? Mogłem nie wiedzieć jak wygląda jabłko, poduszka albo twarz pajaca? Chciałem wygarnąć co myślę o jej głupich pytaniach, ale się powstrzymałem i grzecznie odpowiadałem na wielce uczone pytania. Podziękowała mi za współpracę i powiedziała, że moje papiery odeśle do Łomży.
Pozostało mi nic nie robić tylko czekać. Komfortowa sytuacja. Lato, do pracy nie muszę chodzić... Wakacje.
Tak było przez pierwsze kilkanaście dni. Później oczekiwanie na odpowiedź wydłużało się niemiłosiernie. Już zacząłem powątpiewać w uczciwość pani psycholog.
Długi, wolny letni czas spędzałem na obijaniu się w rodzinnym domu. A to na spacerach do pobliskiego lasu co szczelnie okrywał okoliczne pagórki. W lesie na licznych, tylko mi znanych słonecznych polanach, pełno poziomek. Objadałem się nimi...Cudnie pachniały słońcem. Ale ile można jeść poziomki? No ile? Oprócz zjadania leśnych jagód, udawałem się na ojcowski zagon, a na nim tak ładnie żyta falują. Gdy popatrzysz z wierzchołka wzgórza, to widzisz jak w twoją stronę biegnie tysiące zielonych fal...
Zacząłem się już rozglądać za nową pracą. Za nowymi firmami wysyłającymi budowlańców do pracy za granicę. Wyczytałem w gazecie o takowej firmie w Poznaniu. Pojechałem w tym celu do Poznania. Ale gdy zatrudniony, w wybranej przeze mnie firmie, budowlaniec powiedział mi, że już pięć lat czeka na wyjazd do Libii, zrezygnowałem i wróciłam do domu. I znowu przejechane bez celu pieniądze. Ojciec zaczyna się niepokoić co ze mnie będzie.

Chłop koło trzydziestki cholera, a w domu siedzi, roboty swojej nie ma. Trzeba go utrzymywać. Co? Z bratem masz zamiar wojować o kawałek swojej schedy?
Ma rację , pomyślałam...

W końcu przyjechali. Przywieźli wezwanie do WUSW w sprawie własnej. Nic nie mówiłem w domu, ale w moim wnętrzu nastąpiła zmiana o cały obrót zegara.

W tym tak szacownym urzędzie, zaprowadzono mnie do gabinetu gdzie za wielkim stołem siedział pokaźnych rozmiarów pan w mundurze, z belkami i z gwiazdkami na ramionach. Musiał on był ważny bo ten który mnie do niego przyprowadził, zameldował się w sposób wyuczony. Ten “ważny” powiedział mi, że jest to praca ciężka i niebezpieczna. Ale pogratulował mi wyboru i zapytał się jeszcze czemu akurat w MO chcę pracować? Nie lubię tego rodzaju pytań. Odpowiedziałem, że gdzieś trzeba pracować. O nie była to ideologicznie podbudowana odpowiedź. Z kłopotliwej sytuacji wyratował mnie telefon który w tym momencie zatrajkotał i ten “ważny” zajął się telefonem, a ja dyskretnie zostałem wyprowadzony z gabinetu “Ważnego” .
Zostałem wysłany do RUSW. Tu znowu powitał mnie pan w mundurze z gwiazdkami na ramionach. Ten pan zapytał się mnie czy towarzysz chce u nas pracować? O, tak. Towarzysz chce pracować....Skierowany zostałem do kasy. Jako, że był to 3 listopad zainkasowałem pobory na cały miesiąc z góry. Trzykrotnie więcej niż wypłaty na budowie. O tak to rozumiem. Jeszcze miesiąca nie przepracowałem, a już mam pobory. Z kasą w kieszeni, w cywilnych jeszcze ciuchach, okazją udałem się do malutkiego wiejskiego Posterunku MO gdzieś daleko na obrzeżach województwa, gdzie nigdy jeszcze nie byłem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
deja
jak kaktus


Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 2899
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 53 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:35, 20 Mar 2007    Temat postu:

hej Ziomalu przez miedzę .... podoba mi się twój styl
pisz (publikuj) dalej ... będę czytywać z zapartym ... eee to nie moje powiedzenie .... będe czytać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lulka
Ewa chce spać


Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 11227
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1364 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:05, 20 Mar 2007    Temat postu:

gacek napisał:

Część rubryk które wymagały jasnego samookreślenia się, podczas wypełniania przyprawiały o szybsze bicie serca. Ale co tam. Zwróciłem wypełnioną dokumentację


Boszszsz...Najciekawsze, to co przyprawiało o bicie serca szybsze pominął milczeniem eh


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gacek
trzypiętrowe liczydło


Dołączył: 20 Mar 2007
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 7:47, 21 Mar 2007    Temat postu: c.d Pamietnika

Łomża... piękne miasto mojej młodości... Pozdrawiam


Po przebyciu kilkudziesięciokilometrowego odcinka krętej drogi, autobus wjechał do jakiejś miejscowości. Zawrócił na kwadratowym, wyłożonym kocimi łbami ryneczku i kierowca obwieścił, że kończy trasę. Wyszedłem z autobusu. Wokół placu drewniane chałupy ciasno, jedna obok drugiej jakby im miejsca brakowało, wskutek starości przysiadywały bliżej gruntu coraz bardziej. Miejscowość wyglądała sennie. Może to dżdżysta listopadowa pogoda tak nastrajała. Od rynku w różne strony rozchodziło się kilka ulic też brukiem wyłożone, a od strony wschodniej nad miejscowością górował dach i wieża kościoła. Tuż zaraz obok przystanku bar gastronomiczny pod ścianą którego, nie zważając na wysiadających z autobusu ludzi, jakiś smakosz barowy oddawał z siebie nadmiar moczu. Przez chwilę się zastanawiałem w którą stronę ruszyć by trafić do Posterunku MO. Zapytałem o to zmierzającego w moją stronę, w moim wieku, chłopaka. Wskazał mi ręką gdzie mam się udać. Po przejściu kilkuset metrów w dół wskazaną ulicą, zauważyłem na ścianie kamienicy czerwoną tablicę informującą o tym, że w tym budynku mieści się Posterunek Milicji Obywatelskiej. Trochę z bijącym sercem wszedłem po krętych, drewnianych schodach na piętro budynku. Za obitymi blachą drzwiami puste pomieszczenie. Z sąsiedniego pomieszczenia wyłonił się tęgowatej postury milicjant. Po zorientowaniu się w jakim celu przybyłem, trochę się zakłopotał. Bo jakże to nie miał się kłopotać kiedy za kilkanaście minut odjeżdża autobus, a tu przybywa ktoś kim trzeba się zająć, bo sam nic sobie nie zaradzi. Po chwilowym namyśle powiedział, że przenocuję w Posterunku, a jutro coś mi się poszuka do noclegu. Zostawił klucze od Posterunku i poszedł sobie z teczką w ręku.
Wyszedłem przejść się po miejscowości w której mam pracować. Ciekawe jak długo...
Chciałem coś kupić na kolację. Jednak jedyny sklep mięsny świecił pustakami, a pani sprzedawczyni na moje pytanie czy coś dostanę, nie spoglądając nawet kto pyta odburknęła, że jutro mają coś rzucić.
Wracając z powrotem w stronę posterunku, kilku przechodniów ukłoniło mi się i powiedziało dzień dobry panie władzo. Zaskoczyło to mnie zupełnie. Nikt mnie tu przecież nie zna, nikomu o moim przybyciu nie mówiłem. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że to ten chłopak którego pytałem o drogę na posterunek rozpowiedział we wsi, że na miejsce odchodzącego, przybył nowy milicjant w stopniu... porucznika.
Po powrocie do posterunku rozejrzałem się po kątach za czymś co by mi posłużyło za posłanie na nocleg. Krzesło z wybijanym oparciem posłużyło za poduszkę, dwie wiszące na ścianie panterki za kołderkę, i można było drzemać. Przez sen odczuwałem bóle kości, ale tam... Jakoś przetłukłem się tą pierwszą noc.

Ludzie od razu biorą na języki. Wystawiają ocenę bez troski o to, czy ta ich ocena długo się utrzyma. Liczy się u nich pierwszy efekt. Później najwyżej będą się dziwić, że bardzo się zmienił. To chyba normalne. Temat do dyskusji musi być. Taki temat, co to w tak małej miejscowości potrafi oderwać jej mieszkańców od szarej rzeczywistości. Przedmiotem plotek, przekazywanych z ust do ust, nie może być jakiś tam chłop, chociaż i nim nie gardzą. Musi to być ktoś, co tutaj coś znaczy. O, taki milicjant, jest ciekawym obiektem do obserwacji. Więc uważaj funkcjuszu na siebie, bo patrzą, chytrym wzrokiem cię przenikają. Czasem ta chytrość i przebiegłość jest maskowana przemiłym uśmiechem. Iluzoryczny to uśmiech. To pułapka. Uśmiechający się do ciebie, będzie dopiero zadowolony, gdy tobie podwinie się noga. Wtedy tamci, między sobą powiedzą, że dobrze mu tak. Musisz być twardy, kiedy trzeba, bo część ludzi to potwory, wampiry...


Służba?

Kończyłem dopijanie porannej herbaty, przeżuwając ostatnie kęsy świeżego, nabytego w miejscowej piekarni, rogala. Pieczywo takie prosto z pieca co po przełamaniu jeszcze paruje, jest w swoim smaku cudowne.
Rozległo się łomotanie do drzwi Posterunku. Otwierać, nie otwierać... Muszę...?Otworzyłem. W drzwiach stanął mężczyzna i zaczął wykrzykiwać, żebym wziął pałę i szedł z nim bo zostawił otwarty bar a tam się leją...
Zaraz, a skąd ja wezmę pałę? Swojej jeszcze nie mam... Nic, pobiegliśmy. Wchodzimy do baru a tam okładają się pięściami po łbach. Ten który po mnie przybiegł, donośnym głosem krzyczy ; -Poruczniku, temu trzeba zrobić kolegium! dość tego, nie daruję tym dziadom!
Okładający się pięściami spojrzeli na mnie, po czym bez słowa opuszczają wnętrze baru i gdzieś się ulatniają...
No, po awanturze... Wracam do Posterunku. Po kilkunastu minutach wchodzi gość i bez żadnego wstępu zaczyna mnie prosić abym nie robił kolegium, że to się więcej nie powtórzy. Patrzę ja na niego, a on klęka i przysięga, że to się nie powtórzy. Pytam ja się jego co się nie powtórzy? A on na to – No, porucznik wie, tam w barze...Niechaj porucznik będzie taki dobry, mam dzieci, powiem coś porucznikowi...
Po ósmej zjawił się pan Komendant. Zapytał jak się spało, i zaczął wykręcać korbką czarnego aparatu, zamawiać rozmowy. Szukał dla mnie kwaterunku. W końcu ktoś się zgodził przyjąć pod swój dach młodego milicjanta.
Po pierwszej, już „na linii frontu” dniówce, w nowym fachu ale jeszcze na luzaka wszak bez munduru, zabrałem torbę na ramię /cały mój dobytek/ i udałem się na moją kwaterę. Drewniana chałupa, samotny wdowiec z suczką co zwał ją Kropka. Zmyślna była to kropka. Gdy jej pan zwrócił się do niej – Pokaż kropka jak dziewczyny robią na wyspie? Ta kładła się na grzbiet i machała łapkami, ciesząc się z tego...

Budzę się i słyszę zza ściany głosy. W lot połapałem o czym świadczą takie rozmowy. O tej porze? Nic to, wchodzę do pomieszczenia kuchennego, a tam przy stole gospodarz urzęduje sobie w najlepsze. Nalewają mi setę – Panie władzo no to zdrowia. Wypada odmówić? Łykam. Pochwalają mój sposób picia, że nie ciągnę jak to czynią niektórzy, tylko łykam. Mówią ze znawstwem, że to jest dobry sposób picia wódki, że jest ona niedobra i temu ją w mordę... Takie tam pijackie dyrdymały. Chcę już wychodzić, a oni powiadają, że na drugą nogę jeszcze bo źle się będzie władzy chodzić...
Zakwaterowano mnie na pijackiej melinie? Marny mój żywot...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lulka
Ewa chce spać


Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 11227
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1364 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:47, 22 Mar 2007    Temat postu:

No i co z tą pijacką meliną????

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gacek
trzypiętrowe liczydło


Dołączył: 20 Mar 2007
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:22, 22 Mar 2007    Temat postu:

Słoneczko co prawda niewiele nad horyzont się wzniosło ale temperatura dodatnia i pora odpowiednia aby zejść po stromej skarpie nad rzekę i się przejść sobie w wolnym czasie, pozwiedzać nieznane okolice.
Rzeka leniwie płynęła od tysięcy lat w wiadomym jej kierunku. Dzień w dzień, niezawodnie. Pracowicie przenosiła tony piasku, tworzyła coraz to w nowym miejscu piaszczyste wysepki, zasiewała na nich roślinki, te zapuszczały szybko korzenie i tak powstawała kolejna wyspa z roślinnością wieloraką, i już po kilku latach stawała się gotowa na przyjęcie gości - a to wróbelka, a to boberka, a to ciekawskiego człowieka co już upatruje sobie co z niej zabrać dla siebie. Cudowny ten świat. I jak w tym świecie pełnym dziwów, rzeczy do końca niewyjaśnionych, ma się odnaleźć młody funkcjonariusz co z góry nazwany został towarzyszem? Do którego inny towarzysz zwraca się w formie mnogiej – /Gdzie towarzyszu idziecie, czemu was towarzyszu nie było, nie możecie tak towarzyszu postępować.../ Co prawda dla towarzysza wszystko jest jasne bo wyłożone przez przewodnią siłę narodu, co nieomylną się ogłasza i wiodącą w świecie, budującą dobrobyt dla całego narodu polskiego...
Ta rzeka tak niby obojętnie płynie sobie niewzruszenie i w nosie ma nowe ideologie. Kiedy chce to wylewa, kiedy chce to wysycha, kiedy chce to kogoś przygarnie do swojego tajemniczego dna na wieki i co jej towarzysz może uczynić? A może! Może zabetonować jej brzegi, może ją wykorzystać w swoich celach zmierzających do rozkwitu socjalistycznego dobrobytu. Socjalistyczny intelekt jest genialny - samo wykorzystanie rzek do odprowadzania ścieków przemysłowych. Proszę pomyśleć jakie to oszczędności dla ojczyzny. Nie trzeba praktycznie żadnych inwestycji. Wystarczy kawał rury i brudy fabryczne poszły sobie...I tak bez końca...Zresztą naukowcy udowodnią, że rzeka oczyszcza się i ścieki przemysłowe nie stanowią dla rzek żadnego problemu. Że chwilowe braki w sklepach? To nic. Kolejki coraz częstsze przed nimi, a to niechybnie oznacza poprawę sytuacji na rynku. To znaczy, że towar częściej dają do państwowych sklepów. Posłuchaj towarzyszu jedynie wiarygodnych źródeł informacji o twojej ojczyźnie - dziennika telewizyjnego, trybuny ludu i innych pomniejszych wydawnictw też wiarygodnych bo pobłogosławionych przez przewodnią siłę. W tych mediach polska się rozwija, ludzie pracują, z zadowoleniem opowiadają przed kamerami o swoich życiowych osiągnięciach. I co ci na zachodzie trują, jątrzą...Po co im to?

W zakolu rzeki jakiś mężczyzna, zapewne tutejszy mieszkaniec, w pośpiechu wyciągał z wody sieć w okach której rzucało się kilka małych rybek...Ot, w sam raz na kolację na jednego...

Komendant / od tej chwili będę go zwał STARY/ oświadczył, że jest zadowolony, iż sam nie musi już pracować w tym posterunku. Wydał mi notatnik, długopis także a jakże, mówiąc przy tym, ze w notatniku tym mam zapisywać wszystko to co robię przez osiem godzin służby i, że traki notatnik to rzecz święta dla milicjanta. Na moje pytanie czemu tu niema służbowego samochodu odpowiedział, że nie ma wkładki na pojazdy służbowe, że jemu już mało zostało aby się parał szoferowaniem samochodu i, że ja będę musiał taką wkładkę wyrobić ale wpierw muszę mieć prawo jazdy.
O przykro mi ale takowych nie posiadam. Pomocny milicjant się trafił, cholera jasna. Do brania kasy dobry.
Z opowieści mieszkańców się dowiedziałem, że mój poprzednik co odszedł przede mną, tak mocno pracował, że po służbie nie był w stanie wsiadać do autobusu i często drzemał na przystankowej ławce dochodząc w ten sposób do siebie. Dla dobra służby i jego też, pozwolono mu odejść do wygodniejszej pracy gdzie picie nie przeszkadza. Pośpieszyli też z opowieścią o losie byłego Komendanta MO który zaraz po wyzwoleniu /tym ostatnim rzecz jasna/ zakładał tutejszy Posterunek MO. Kazał się wozić karetą w dwa konie, a dzisiaj mieszka w dziko zajętej chałupie i toczy boje z żoną i z synami o butelkę dynksu. Miałem już sposobność ujrzeć jego żonę z ponabijanymi ślepiami. Cwana kobieta, nie skarży się na swojego męża. Na moje pytanie co się stało odpowiada niezmiennie – Oj panie władzo, tak nieszczęśliwie drewka rąbałam, że jedno odskoczyło i trafiło mnie prosto w oczy. Oj nic, nic się nie stało.
Ma rację kobiecina...

Dotarło zgłoszenie o zaistniałej kradzieży motocykla w odległej o kilka kilometrów miejscowości. Najpierw stary kręcił się po swoich gabinetach i w kółko powtarzał - Bądź człowieku kurwa mądry, bądź człowieku kurwa mądry... W końcu zamówił telefon i w rozmowie z jakimś mieszkańcem prosił tegoż o to, aby przyjechał swoim prywatnym samochodem bo jest kradzież motocykla i trzeba się udać w teren, pochodzić po lesie, że podobno ma gdzieś być schowany. Jak się później okazało ten mieszkaniec ze swoim własnym samochodem to członek ORMO. Podobno są bardzo pomocni ci członkowie. Bo i tak to jest. Przyjechał człowiek, znaczy się ormowiec, i bez żadnego zbędnego narzekania, swoim samochodem m – ki Syrena zawiózł nas na miejsce zdarzenia. Mało tego, sam też brał udział w penetracji przyległych lasów. Łaziłem w swoich cywilnych pantoflach – mokasynach. Przemoczyłem je do cna. Oprócz mokrych, rozkładających się już liści, nic innego w lesie nie było. Motocykla również.
Pod koniec „dniówki” ormowiec przyniósł butelkę czystej. Ja, jako już legalny członek tej załogi, też załapałem się na jednego i byłem z tego wielce rad, że ormowiec /miejscowy szef/ powiedział do mojego starego, że ze mnie będą jeszcze ludzie...Zaczęła mi się podobać taka „rozrywkowa” praca. Ale kiedy w dniu następnym otrzymałem pierwsze bojowe zadanie przyjęcia od poszkodowanego na protokół jego zeznań, znaczy się przesłuchać go /wielkie słowo/, i kiedy stary po zapoznaniu się z tym protokołem powiedział, że słucham tak jakby koza srała na bęben, o tak – tratata... posmutniałem i uświadomiłem sobie, ze ta praca naprawdę wymaga pracy. Nad sobą przede wszystkim.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Po 30-tce Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin