|
po 30-tce niezwykła strona niezwykłych użytkowników
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
animavilis Gość
|
Wysłany: Pon 9:12, 18 Maj 2009 Temat postu: raczek nieboraczek |
|
|
Ten topik powstał trochę na gruncie innego wątku - "Czy boicie się chorób?". Od jakiegoś czasu doskwiera mi świadomość zagrożenia, według mnie, o wiele bardziej realnego niż np. siejąca panikę świńska grypa.
Spędziłam kilka koszmarnych dni oczekując na wynik badania histopatologicznego. Coś tam wycięto, a przy okazji zobaczono coś innego, co wyglądało dziwnie i czego być nie powinno. Świadoma bezcelowości grzebania w necie raz) przez laika, dwa) przy braku wyniku, uległam jednak pokusie, wiedząc, że będę tego żałować, że prędzej czy później natknę się na informację, która mi się nie spodoba. Nie musiałam długo szukać. Szybko namnażające się guzki... nie ma już na to ratunku... Przez kilka dni do czasu odbioru wyniku chodziłam jak struta, odczytując każdy dzień na nowo, jak kartę oglądaną z zupełnie innej strony. Dumałam smętnie nad śniadaniem - czy może to już ostatnie jajka sadzone, jakie jem w swoim życiu? Zrezygnowałam z pójścia do fryzjera - pasemka niepotrzebne, by ładniej wyglądać w trumnie. Myślałam - kto będzie jeździł z żółwiem na piłowanie pazurków? Irytowałam się - w maju? taka wiadomość w maju? mam umierać latem? dlaczego nie w jesienne pluchy czy zimowe zawieje? jakie to niesprawiedliwe! a nade wszystko zastanawiałam się, jak powiem to bliskim, jak sobie poradzę z ich współczuciem i jak przeżyję te ostanie miesiące? co miałabym robić? biegać po urzędach? załatwiać niedokończone sprawy? uciec? pałętać się samotnie po górach albo nad Wisłą? jak umierać? jak umierać bez bólu? jak się, do diabła, umiera?
Z perspektywy czasu, oczywiście, bardzo mnie to bawi. Ale wówczas byłam pewna, że jest 50 % szans na taki właśnie rozwój wypadków, a skoro szklanka zawsze w połowie pusta...
Coraz częściej mówi się o nowotworach jako o grupie chorób cywilizacyjnych, chorób na które sami pracujemy, nie tylko poprzez niezdrowe nawyki i nałogi, ale brak dostatecznej, powiedzmy, higieny psychicznej. Nie wiem, na ile znajduje to odbicie w badaniach naukowych, nie wiem, czy w ogóle istnieją sposoby, by zmierzyć wpływ stresu na podatność zapadania na raka, ale coraz bardziej wydaje mi się prawdopodobne, że przewlekły stres, ciągły bieg, kumulowanie w sobie złych emocji musi w końcu spowodować, że organizm zwróci się przeciwko sobie i może zareagować właśnie także w tej formie - nowotworu. To jest dosyć odległa ścieżka skojarzenia, ale przecież niektóre rodzaju raka to właśnie choroby z tzw. autoagresji, choroby wadliwie działającego układu immunologicznego, kto wie? może osłabionego właśnie i tą gulą niszczących emocji?
Oczywiście, daleka jestem od tego, aby stresowi przypisywać jakąś dominującą rolę w powstawaniu nowotworów, ale czekając na wynik myślałam o tym, że musiałam to sobie zrobić sama, nie kiepską dietą, nie nałogami, których, de facto, nie posiadam, nie żadną "namacalną", konkretną przyczyną, ale tą nieumiejętnością życia, złapania dystansu, brakiem oddechu.
Zatrważa mnie powszechność tego schorzenia, mnogość jego form, ich różnorodność, zachłanność, jego "powszedniość". Pewnie nie ma wśród nas osoby, w otoczeniu której ktoś nie zachorował czy nie umarł na raka. Może niektórzy z nas sami z nim walczyli. Ciągle słychać doniesienia o sławnych i bogatych, których sława i pieniądze okazały się nieprzydatne w tej walce.
Nawet w humorystycznym(?) powiedzeniu "wszyscy mamy raka" tkwi jakiś okruch prawdy. Mamy w sobie przyczajonego, potencjalnego wroga, własne komórki, które w sprzyjających okolicznościach, z powodu albo i bez, zaczną ulegać patologii. Bosska na topiku o chorobach napisała, że przeraża ją wizja pasożytów tkwiących w jej organizmie. Dla mnie znacznie gorsza jest myśl, że utajony proces degeneracji komórek już może się gdzieś rozpoczął i będzie się wżerał w moje tkanki powoli, nie dając żadnych objawów do czasu, kiedy może być za późno. Przeraża mnie ta myśl, że moje własne ciało może mi podstępnie zrobić coś takiego, że będą mnie niszczyć moje własne komórki!
Pamiętam, jak w jakimś wywiadzie lekarskim, na pytanie o nowotwory w rodzinie, wspomniałam o chorobach moich dziadków. Lekarz machnął ręką. Biorąc pod uwagę wiek, w jakim zachorowali na nowotwory, nie powinny one stanowić czynnika obciążającego genetycznie. A więc uznaje się za coś naturalnego, że z wiekiem organizm nie tylko spowalnia i niszczeje, ale że i patologia komórek staje się czymś zwykłym, czymś związanym z wiekiem. Rak po sześćdziesiątce, po siedemdziesiątce, no tak, starczy rak. Naprawdę, można odnieść wrażenie, że jeśli go jeszcze nie mamy, to z pewnością mieć będziemy.
I ja mam się, w tej sytuacji, przejmować jakąś tam świńską grypą |
|
Powrót do góry |
|
|
Seeni Królewna Glątwa
Dołączył: 16 Wrz 2005 Posty: 18510 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2377 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Pon 9:28, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Nienawidzę Cię Anima, po prostu Cię nienawidzę
Żegnajcie spokojne wieczory spędzone na rozmyślaniach czy serum eisenberga istotnie rozjaśni mi twarz.
Na co mi nowe sukienki, buty i torebki ????Na co wakacje?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
STALKER drzewo morelowe
Dołączył: 30 Lip 2008 Posty: 4098 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 346 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 9:29, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Na pewno jedzenie i powietrze ma ogromny wpływ na prawdopodobieństwo zapadnięcia na tą chorobę . Ale kiedyś czytałem że najwięcej na raka umiera psów
Tylko nie pamiętam czy tych dzikich czy domowych ( bo jak domowych to pewne że producenci Chappi dowalają tam chemii )
Ja tam nie przejmuję się za bardzo co do siebie , tylko o dzieciaków martwię się bardzo i wpadam w urojenia . Najgorzej kiedy jesteś bezsilny i nic nie możesz zrobić kiedy dziecko cierpi i choruję .
Właśnie pamiętam kiedyś był dział zdrowotno - sportowy potem zniknął
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
ribka_pilka smażalnia story
Dołączył: 25 Paź 2006 Posty: 21202 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 9:29, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Animo...napisałaś to z założoną lekkością...
Sama kiedyś czekałam na podobne wyniki...Huśtawka nastrojów...od poczucia krzywdy przez bezsilność po tępą rezygnację...
W tym czasie (oczekiwania) przeczytałam co tylko w ręce mi wpadło o myśleniu pozytywnym...
Myślałam, myślałam...paliłam, i palę nadal...i...i jak mantrę powtarzałam: ja jestem silna baba, mnie nic nie rusza...Lekarze są be i kłamią...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ribka_pilka dnia Pon 9:30, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
szb maszynista z Melbourne
Dołączył: 05 Lip 2006 Posty: 4496 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1206 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 9:32, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Po pierwsze: Witaj pośród żywych Animavilis.
Po drugie: Miewam podobne myśli, kiedy coś mi wycinają albo pobierają.
Zadziwiające jest to że ktoś przezyje z guzem całe życie, drugi też by dożył gdyby się o nim nie dowiedział a trzeci ... - tego szkoda najbardziej.
Moje dziadki poumierały całe szczęście w dość typowych okolicznościach więc dlaczego ja niby miałbym inaczej? (patrząc dodatkowo na większe/mniejsze problemy zdrowotne moich rodziców).
Jeden dziadek lubił wszystko, wszystko dosłownie i było go na to stać bo miał sklep i ... nie żałował sobie żadnej istniejącej używki (na tamte czasy rzecz jasna ) - ZAWAŁ.
Drugi dziadek palił jak smok i to nie jakieś tam slimy. Wiadomo co się wtedy paliło. Się paliło co palić się dało - NOWOTWÓR PŁUC.
Jedna babcia umarła ze smutku za dziadkiem a druga na miażdzycę - (i tak mógłbym umrzeć i ja). Miażdzyca babci dostarczała nam niezłego ubawu. Babcia jaka była śmieszna i wporzo za życia, tak śmieszna i wporzo zeszła z tego świata. Raczej najmniej boleśnie.
Najbardziej niesprawiedliwe jest umieranie zdrowym. Zdrowe ciało, zdrowy duch a tu .... bach! ;tętniak, zawał, guz jąder, czerniak ....
Tak zmarła znajoma mojej mamy (tzn. nie na guza jądra). Okaz zdrowia.
Ale świadomość chorób i wizyty u dohtorów jednak minimalizują ryzyko... jednak trzeba.
ja idę w czwartek
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez szb dnia Pon 9:44, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Mii Lilla My
Dołączył: 03 Paź 2006 Posty: 10858 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1025 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: sama nie wiem skad
|
Wysłany: Pon 9:54, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Staram się nie myśleć....bo inaczej, biorąc pod uwagę umieralność na tego wcale nie nieboraczka w mojej rodzinie powinnam sie zapakować do trumny i oczekiwać...aż mnie zeżere.
Prababka, babka ze strony mamy i troje jej rodzeństwa....nieboraczek
Dziadek, babka, ojciec (wyszedł z niego) troje rodzeństwa....nieboraczek
Po ktorejś tam śmierci podeszłam do tematu na chłodno i zrobiłam badania pod kontem dziedziczenia...na szczęście nie wykryto genu obciążającego...jestem pod kontrolą Przychodni Genetycznej....robię co rok badania kontrolne i żyję dniem codziennym.
Jednego się boję, że jeśli moje pokolenie nie jest obciązone....to co z kolejnym?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Seeni Królewna Glątwa
Dołączył: 16 Wrz 2005 Posty: 18510 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2377 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Pon 10:20, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
No dobra- przemyślałam sprawę. Rodzimy się z wyrokiem śmierci.
Ok. Prawda obiektywna.
No i co z tego????
Wszyscy rodzimy się i wszyscy umrzemy- szybciej lub później. Dlaczego bardziej mam się przejmować nowotworem a nie cegłówką przy ulicy Kaprów, która być może jest mi pisana.?
A kuta wała. Jak najwiecej rozświetlaczy eisenberga, jak najwięcej butów, jak najwiecej fikuśnych frywolnych sukienek, nocy w muzeum, biegania o wschodzie słońca po plaży, drinków z parasolką i wakacji. Właśnie dlatego, że nie wiadomo jak i kiedy umrę nie będę sobie odmawiać
Już nigdy i niczego. Niech żyje życie Umrę w długach jako posiadaczka kolekcji torebek,goniąca za codziennymi przyjemnościami tak szybko jak tylko to możliwe. Hmmm... pewnie nawet tego nie zauważę.
Post został pochwalony 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Aproxymat Para X to my
Dołączył: 26 Sie 2005 Posty: 33795 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1537 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zewsząd Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 10:50, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Zaobserwowałem coś takiego, jeśli chodzi o swoje otoczenie, że osoby starsze, w tym te z mojej rodziny umierają głównie z przyczyn krążeniowych, żadna nie miała nowotworu. Za to rak zabijał wyłącznie osoby młodsze. U mojego przyjaciela zdiagnozowano białaczkę, kiedy kończyliśmy ogólniak. Spędził rok w szpitalach, nie dawano mu dużych szans ale wyszedł z tego. Przez następne dziesięć lat trzymał się w niezłej formie. Potem pewnego dnia jedliśmy w jakiejś knajpie obiad i mówi do mnie: 'Słuchaj, nie bardzo mogę jeść, cholernie boli mnie gardło", zasugerowałem, że może się przeziębił albo coś, a on mówi: "Mam raka, na 100%". Nie robił jeszcze badań a już wiedział. Rak przełyku zabił go w parę miesięcy, zgodził się nawet na eksperymenty medyczne, z kształtowaniem sztucznego przełyku z mięśni pobranych z klatki piersiowej. Nic to oczywiście nie dało. W zeszłym roku, koleżanka, którą znałem od lat, fantastyczna dziewczyna, nagle gorzej się poczuła, długo nikt nie wiedział co jej jest, okazało się, że nowotwór mózgu, zmarła w strasznych męczarniach w ciągu miesiąca. W styczniu niemal identycznie zakończyła życie córka sąsiadki, też młoda dziewczyna, która w ogóle szczyciła się zdrowym trybem życia.
Więc co? Geny? Ale w ich rodzinach nic się takiego nie przytrafiało. Stress? Niehigieniczny tryb życia? Nic nie pasuje do przyczyn.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
lulka Ewa chce spać
Dołączył: 29 Sie 2005 Posty: 11227 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1364 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:30, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Nie wiem...Już chyba o tym kiedyś wspominałam tutaj...Byłam młoda, też czekałam na wynik. I byłam bardzo, bardzo samotna choć wtedy nie miałam ku temu powodu. Zapamiętałam to uczucie choć minęło wiele lat...
Samotność wśród bliskich i kochających Cię osób.
Teraz? Nie myślę o chorobach (nie oznacza to, że nie robię jakichś badań okresowych), nie spędza mi to snu z powiek, w ogóle nawet jak o nich czytam czy słyszę to dzieje się to gdzieś obok mnie.
I to nie jest tak iż sądzę, że mnie się nic nie ima.
Po prostu myślę, jestem przekonana, wiem...Że to nie jest najgorsza rzecz jaka może mnie spotkać.
Jakoś tak .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
animavilis Gość
|
Wysłany: Pon 12:58, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Seeni, nie udawaj takiej wystraszonej. Jako klasyczny wszakże hipochondryk, na pewno nie raz zdiagnozowałaś u siebie raka
Myślę, że wydarzenie ostatnich tygodni uwrażliwiły [albo przewrażliwiły] mnie na sprawę nowotworów, wcześniej niezajmującą. Mając coś na uwadze, zaczyna się nagle wychwytywać setki informacji "zwrotnych", człowiek czuje się osobiście ich adresatem, choć poprzednio je ignorował. Np. założony w tamtym czasie topik "piosenki o śmierci" przyprawił mnie o serię ponurych rozmyślań.
Sztuka pewnie polega, jak zawsze, na złotym środku - żeby nie zaniedbywać, ale i nie popadać w paranoje, chociaż czasami, nawet przy dbałości o zdrowie, nowotwór staje się czymś w rodzaju tej cegłówki na ulicy Kaprów, przypadkiem, na który nie mieliśmy wpływu, choć staraliśmy się kontrolować swojej życie i zdrowie, zgodnie z zaleceniami i zdrowym rozsądkiem. |
|
Powrót do góry |
|
|
nudziarz męska zołza
Dołączył: 23 Cze 2008 Posty: 14583 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1176 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 13:03, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
I ja czekałem. Może troszkę inaczej.
Nie czulem sie dobrze. Badania.. trzycyfrowe OB, fatalne wyniki czegostam... decyzja - natychmiast tomografia. W tym kraju "natychmiast" to dwa tygodnie oczekiwania. W koncu badanie.. zaczepiam jakąś młoda panienke pytaniem " jak wyniki? ", na co otrzymuje znudzonym glosem rzucona od niechcenia odpowiedź " przyjdą do domu za dwa tygodnie". Nie wytrzymalem nerwowo i chyba niezbyt grzecznie wyjaśnilem jej, ze zdaję sobie sprawę iż jestem dla niej wyłacznie przypadkiem.. jednak dla mnie ta informacja.. choćby wstepna.. ma jednak dośc istotne znaczenie. Zaczerwieniona po czubek glowy panienka zaprowadzila mnie dojakiegos lekarza, ktory z usmiechem powiedzial, ze niestety czeka mnie wizyta..... u stomatologa .
Ale własciwie nie o tym chcialem ... .
Nie powiedziałem w domu nikomu... ani o badaniach, ani o fatalnych wynikach wynikach.. ani w koncu o tomografii. Pokłamalem, wymyslilem pretekst wyjazdu do Krakowa etc.
Zarzucono mi, że zrobilem bliskim świństwo, ze maja prawo wiedzieć od poczatku.
Czy rzeczywiscie zrobilem swiństwo chcąc oszczędzic innym nerwów, nieprzespanych nocy, budowania najgorszych scenariuszy w czasie, kiedy tak naprawde nic nie bylo wiadomo.. czy zachowałem się wobec nich tak jak powinien zachowac sie facet?.
Przeciez zawsze jest czas na najgorsze wiadomosci,a kazdy dzień bólu i nerwów zaoszczedzony bliskim, to dla nich dzień normalnosci i spokoju
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
ribka_pilka smażalnia story
Dołączył: 25 Paź 2006 Posty: 21202 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 13:29, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
nudziarz napisał: | I ja czekałem. Może troszkę inaczej.
Nie czulem sie dobrze. Badania.. trzycyfrowe OB, fatalne wyniki czegostam... decyzja - natychmiast tomografia. W tym kraju "natychmiast" to dwa tygodnie oczekiwania. W koncu badanie.. zaczepiam jakąś młoda panienke pytaniem " jak wyniki? ", na co otrzymuje znudzonym glosem rzucona od niechcenia odpowiedź " przyjdą do domu za dwa tygodnie". Nie wytrzymalem nerwowo i chyba niezbyt grzecznie wyjaśnilem jej, ze zdaję sobie sprawę iż jestem dla niej wyłacznie przypadkiem.. jednak dla mnie ta informacja.. choćby wstepna.. ma jednak dośc istotne znaczenie. Zaczerwieniona po czubek glowy panienka zaprowadzila mnie dojakiegos lekarza, ktory z usmiechem powiedzial, ze niestety czeka mnie wizyta..... u stomatologa .
Ale własciwie nie o tym chcialem ... .
Nie powiedziałem w domu nikomu... ani o badaniach, ani o fatalnych wynikach wynikach.. ani w koncu o tomografii. Pokłamalem, wymyslilem pretekst wyjazdu do Krakowa etc.
Zarzucono mi, że zrobilem bliskim świństwo, ze maja prawo wiedzieć od poczatku.
Czy rzeczywiscie zrobilem swiństwo chcąc oszczędzic innym nerwów, nieprzespanych nocy, budowania najgorszych scenariuszy w czasie, kiedy tak naprawde nic nie bylo wiadomo.. czy zachowałem się wobec nich tak jak powinien zachowac sie facet?.
Przeciez zawsze jest czas na najgorsze wiadomosci,a kazdy dzień bólu i nerwów zaoszczedzony bliskim, to dla nich dzień normalnosci i spokoju |
Nie...ból podzielony jest innym bólem..Może jestem egoistką, ale zbyt często sama zmagałam się z problemami oszczędzając innych...
I niestety...potem miałam lekkie pretensje, że nikt się nie domyślił...
Mamy te bliskie osoby na dobre i złe....niech ktoś nas podtrzymuje na duchu...Nie jesteśmy do końca tak silni, na jakich chcemy wyglądać.
Sądzę, że też miałabym do Ciebie pretensje...Nie dziwię się Twojej rodzinie....przemilczenia to zła rzecz...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Aproxymat Para X to my
Dołączył: 26 Sie 2005 Posty: 33795 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1537 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zewsząd Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 13:46, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Tak, bo człowiek jest rozdarty, między własnym strachem i potrzebą pomocy a lękiem o bliskich i tym, żeby nie zwiększać własnego cierpienia ich bólem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Seeni Królewna Glątwa
Dołączył: 16 Wrz 2005 Posty: 18510 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2377 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Pon 13:48, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Norrrmalnie banda emerytów oczekującą z godnością na swój los.
Oczywiście, że wielokrotnie umierałam już na nowotwór. Podobnie jak na tłoczeń, posocznicę, grypę, powikłania po anginie. Każdy nowy odcinek Hausa to pożywka dla mojej wyobraźni.
Co roku robię cytologię, do ginekologa biegam raz na kwartał. Raz w roku robie usg piersi i próbuje od onkologa wyłudzić skierowanie na bezpłatną mamografię ( jak na razie tylko raz mi się udało) Prześwietlam płuca raz na dwa lata i robię badania okresowe. Przy tym palę straszliwe ilości fajek, nieustannie nakręcam się stresem, za mało śpię, za mało sie ruszam, zarywam noce i w ogóle prowadzę się bardzo niehigienicznie.
No umre na pewno. Jutro, pojutrze za 30 lat?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Aproxymat Para X to my
Dołączył: 26 Sie 2005 Posty: 33795 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1537 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zewsząd Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 13:52, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
No ale można wpaść pod tramwaj, zamiast konać długo na raka.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
ribka_pilka smażalnia story
Dołączył: 25 Paź 2006 Posty: 21202 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 13:58, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Aproxymat napisał: | No ale można wpaść pod tramwaj, zamiast konać długo na raka. |
I być przepołowionym, ciąganym za wnętrzności przez metrów 100?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
animavilis Gość
|
Wysłany: Pon 14:07, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Seeni napisał: | Przy tym palę straszliwe ilości fajek, nieustannie nakręcam się stresem, za mało śpię, za mało sie ruszam, zarywam noce i w ogóle prowadzę się bardzo niehigienicznie.
|
W oczekiwaniu na katastrofę obiecywałam sobie, że jeśli nie nadejdzie, wezmę się porządnie w garść. Będę się zdrowo odżywiać, więcej ruszać, wreszcie pójdę na basen i potrenuję stoicki spokój, zwłaszcza w pracy. Z ostatnim punktem idzie mi zupełnie nieźle, bo do pracy jeszcze nie wróciłam. Jeśli chodzi o resztę, kupiłam kostium kąpielowy (ale czepka jeszcze nie) i przez kilka dni gotowałam na parze
No cóż, nie od razu Kraków zbudowano...
Na większość ludzi poczucie zagrożenia działa chyba jednak mobilizująco. |
|
Powrót do góry |
|
|
Aproxymat Para X to my
Dołączył: 26 Sie 2005 Posty: 33795 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1537 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zewsząd Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 14:09, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Riiiiba!!! Dopiero co oglądałem jakiś horror gdzie właśnie pół człowieka było.
Gdybym oczywiście miał jakiś wpływ na to jak umrę, to pewnie wolałbym na spokojnie, ale ze świadomością co się dzieje, tak jak włączają się endorfiny itd., człowiek ma dość jasny umysł, pozałatwiał wszystkie sprawy, nie czuje wielkiego bólu i strachu, po prostu odejść. W sumie miliardy ludzi sobie z tym poradziło, czemu i ja nie mam sobie dać rady.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
ribka_pilka smażalnia story
Dołączył: 25 Paź 2006 Posty: 21202 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 14:18, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Aproxymat napisał: | Riiiiba!!! Dopiero co oglądałem jakiś horror gdzie właśnie pół człowieka było.
Gdybym oczywiście miał jakiś wpływ na to jak umrę, to pewnie wolałbym na spokojnie, ale ze świadomością co się dzieje, tak jak włączają się endorfiny itd., człowiek ma dość jasny umysł, pozałatwiał wszystkie sprawy, nie czuje wielkiego bólu i strachu, po prostu odejść. W sumie miliardy ludzi sobie z tym poradziło, czemu i ja nie mam sobie dać rady. |
Po co ci ta świadomość? Mnie całkiem niepotrzebna...Babcia męża...poszła spać i się nie obudziła... To jest wymarzona moja śmierć...Nie wiedzieć, że umieram...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ribka_pilka dnia Pon 14:22, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Malena absolutnie niewinne spojrzenie
Dołączył: 02 Lut 2009 Posty: 3865 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 574 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:21, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
nudziarz napisał: | I ja czekałem. (...)
Nie powiedziałem w domu nikomu... ani o badaniach, ani o fatalnych wynikach wynikach.. ani w koncu o tomografii. Pokłamalem, wymyslilem pretekst wyjazdu do Krakowa etc.
Zarzucono mi, że zrobilem bliskim świństwo, ze maja prawo wiedzieć od poczatku. (...) |
Od fachowca usłyszałam, że postawa obronna pt. "nie mówię o moich problemach zdrowotnych/zawodowych/sercowych itd. bliskim, aby ich 'nie martwić'" wynika z braku zaufania, że te osoby nie sprostają ciężarowi informacji, tzn. nie spiszą się tak, jak tego (podświadomie) oczekujemy. Oczywiście, rzuciło mną święte oburzenie, bo przecież to wcale nie tak i w ogóle i...
I skojarzyłam coś. Kiedyś zataiłam przed bliskimi informacje o wypadku, do momentu, kiedy zamiast oczekiwać wracającego samochodu, musieli mnie odebrać z lotniska Potem bliska osoba zataiła przede mną swoją chorobę i tym samym skróciła nasz czas przygotowania się do jej konsekwencji. Uderzenie chorobą w nieprzygotowaną mnie bolało znacznie bardziej.
Dlatego teraz raczej unikam ukrywania takich wiadomości i oczekuję tego od innych. Chyba po to, aby dać ewentualny czas na przygotowanie się, oswojenie i zmobilizowanie. Albo po prostu czas na pożegnania. Chyba.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|