|
po 30-tce niezwykła strona niezwykłych użytkowników
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mati Gość
|
Wysłany: Wto 8:38, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
szb napisał: | Okazuje się, że widok nas wszystkich przed monitorami może być najgorszym. (...)
Zgubiłem wątek. Bateria mi siada. |
Myślę, że gorszy jest widok rodzinki siedzącej w domu razem przy stole.. a każdy z oczami wbitymi w swoją komórkę.. lub znajomych spędzających czas wspólnie ...a każdy w swoim świecie.
Aluminiowe niebo kojarzy mi się z dniem, ale świstaka.. Każdy dzień przypomina poprzedni i kolejny i ten następny.. Poranna pobudka, prysznic, ubranie, czasem ktoś umyje zęby w ramach rozrywki, wyjście z domu, ta sama droga do pracy czasami okraszona dłuższym korkiem lub widokiem we wstecznym pana dłubiącego w nosie, potem z 7,8 godzin walki z niezadowolonymi konsumentami aluminiowej rzeczywistości lub odbieraniem telefonów od tych, którzy chcą sprzedać jakiś jej element Urozmaicenia to częściej agresywna walka o swoje niż miła rozmowa w sklepowej kolejce o tym, czy ewolucja jest dziełem Boga. Potem powrót do domu, jakiś obiad, lekcje dziecka, trochę sportu, seks w przelocie i tak dzień mija.. Niektóre dni są urozmaicone zakupami, inne spacerem z aparatem, ale generalnie nie ma co kombinować za bardzo.. wszystko się kręci w jakimś aluminiowym obrębie.
..ale bądź co bądź aluminium się błyszczy,
a jak potrafisz widzieć więcej pozytywów i cieszyć się chwilą, to może być całkiem kolorowy ten aluminiowy złom
|
|
Powrót do góry |
|
|
letnisztorm Tunrida Storm
Dołączył: 16 Lut 2009 Posty: 14847 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2172 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 8:52, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
A może tak?
Miałam zapisać się na jogę ale po tym co tu wyczytałam będę szukać kursu spawania
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Mati Gość
|
Wysłany: Wto 8:59, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Uuuu.. widzę, że koleżanka podnosi poziom dyskusji o elementy biologii syntetycznej
Ze spawaniem w aluminiowej rzeczywistości sprawa wydaje się dość prosta.. wystarczy się dobrze 'nagolić'
|
|
Powrót do góry |
|
|
szb maszynista z Melbourne
Dołączył: 05 Lip 2006 Posty: 4496 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1206 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 9:09, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Tak. 180stopni albo i 2x180 i wielokrotnie życie Oklahomczyków obróciło się z pewnością. A czym w tym czasie martwili się podobni im ludzie z Polski?
Skala. Jeden umiera a drugi dłubie w nosie. Nie powiem bo tutaj tak samo. Tylko, że nawet ci, którzy narzekają na dzień świstaka powinni dziękować a to, że to o czym piszesz Mateczka, to wlaściwie ludzie o tym marzą. Praca, ubranie, prysznic!, dziecko, sport, seks - to przecież definicja szcześcia.
Co prawda nigdy nie widziałem Metropolis ale ten film kojarzy mi się z Aluminium. I może to o czym pisałaś M. to np Korea Płn. a może nawet Wschódazja. A puszki, dam ci-puszki. Zbierają. Sam zacznę. Jaki z tego morał? Jak masz 10 tys PLN możesz spawać na oślep!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
szb maszynista z Melbourne
Dołączył: 05 Lip 2006 Posty: 4496 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1206 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 9:17, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
być może za dlugie, ale ciekawe, życiowe, pod tym niebem takie rzeczy dzieją się. ludzie różne są.
dla odważnych wklejam, dla niestrudzonych.
Świadectwo Pawła
Na mojej rodzinie ciąży grzech międzypokoleniowy. Babcia dokonała aborcji, a moją mamę wychowała w przekonaniu, że to nic złego. Za jej namową również moja mama dokonała dwóch aborcji. Szukając po tym ukojenia, zwracała się do bioenergoterapeutów, mistrzów Reiki, radiestetów, poddawała się akupunkturze. Od najmłodszych lat czułem pustkę i lęk, nie wiedząc, że są to objawy tzw. syndromu ocaleńca od aborcji.
Chcąc się od nich uwolnić, poszedłem w zupełnie niewłaściwym kierunku.
Dwanaście lat temu mama pierwszy raz zaprowadziła mnie do gabinetu bioenergoterapeutycznego. Przez 10 lat chodziłem tam w złudnym przekonaniu, że ci ludzie chcą mi pomóc. Zaczynając od kontaktów z bioenergoterapeutami, powoli wszedłem w jogę, akupunkturę, akupresurę, ustawienia rodzinne Berta Hellingera, wreszcie Metodę Silvy. Największych spustoszeń duchowych dokonały we mnie joga, Metoda Silvy i ustawienia rodzinne. Najtrudniejszymi doświadczeniami chciałbym się podzielić.
Joga
Pierwszy raz spotkałem się z jogą parę lat temu. Pierwsze zajęcia: półtorej godziny, maty, kadzidełka. Jako jeden z dwóch mężczyzn wśród kilkunastu kobiet czułem się trochę nieswojo, jednak potraktowałem to jako mały minus w stosunku do tego, co joga miała mi dać – relaks, rozluźnienie, wzmocnienie ciała. Zacząłem ćwiczyć, nie wiedząc, że jest wiele odmian jogi. Dla mnie joga to była po prostu joga. Jak się później okazało, ten rodzaj, z którym ja się zetknąłem, był chyba najpopularniejszą w naszym kraju odmianą – hatha-joga. Kupiłem książkę do nauki ćwiczeń i z czasem zacząłem ćwiczyć także w domu. Pozycje ciała (asany), określane często nazwami zwierząt (np. pies, krowa czy żółw), wydawały mi się idealnym sposobem wyciszenia po nerwowości i stresie w pracy. Po zajęciach czułem duży przypływ energii, mniej czasu potrzebowałem na sen. Wzmocniła się także odporność. W młodości podatny na przeziębienia, teraz zacząłem być coraz silniejszy fizycznie.
Z książki dowiedziałem się, że oprócz ćwiczeń fizycznych warto również rozpocząć praktykę medytacji czy ćwiczeń oddechowych (zwanych pranajama). Można powtarzać w głowie zwroty (mantry) w celu wyciszenia umysłu czy układać dłonie w specjalne zamknięcie energii (mudry) – wszystko po to, by żyć zdrowiej, pełniej i szczęśliwiej. Z czasem zacząłem zaopatrywać się w sklepach ze zdrową żywnością, jadać w barach wegetariańskich, bywać na targach medycyny naturalnej. Zrezygnowałem z medycyny tradycyjnej, wizyt u lekarzy, lekarstw. Jeśli pojawiły się jakieś większe dolegliwości fizyczne, sięgałem po zioła, akupunkturę i akupresurę.
Po pewnym czasie uszkodziłem sobie łękotkę boczną kolana, wykonując jedną z asan. Stanąłem przed wyborem: operacja albo zaprzestanie niektórych czynności związanych z większym obciążeniem kolan, jak narty czy tenis. Nie zraziło mnie to. Nadal poszukując metod wyciszenia umysłu, opanowania lekkiej depresji, trafiłem na szkołę medytacji, kryjącej się pod nazwą „bhakti joga”, związanej z intonowaniem mantr, śpiewem, dźwiękami gitary. Teraz żałuję, że nie zapytałem wówczas, co owe mantry znaczą. Poprzez asany, mudry, ćwiczenia oddechowe, powtarzanie mantr starałem się zapanować nad umysłem, w którym było dużo lęku i napięcia związanego z problemami osobistymi i zawodowymi.
Kiedyś zdałem sobie sprawę z tego, że zmienił mi się krąg znajomych. Coraz chętniej przebywałem z osobami „pracującymi nad sobą” poprzez takie metody, jak joga czy tai chi (chińskie ćwiczenia fizyczne), coraz mniej było kontaktu ze starymi znajomymi. Zaprzestałem też picia alkoholu jako powodującego zanieczyszczenie organizmu, zmieniającego świadomość. Przestałem także z powodu kontuzji kolana uprawiać sporty, które uwielbiałem jako dziecko – tenis, koszykówkę, siatkówkę. Zacząłem koncentrować się coraz bardziej na sobie, na sygnałach, jakie daje moje ciało. Po drodze zostałem wegetarianinem. To była jedna strona medalu. Z drugiej zacząłem odczuwać coraz większą samotność. Chociaż miałem lepsze samopoczucie fizyczne, psychicznie nie czułem się dobrze. Pamiętam, że po medytacji czy ćwiczeniach jogi czułem rozbicie, smutek, depresję, co wydawało mi się zaprzeczeniem idei metody, o której mówiło się, że ma prowadzić do samorozwoju i poprawy jakości życia. A jednak wchodziłem w to dalej. Nazajutrz po intensywnej medytacji zdarzało mi się całkowicie zamknąć się w sobie i do nikogo nie odzywać przez cały dzień – nawet do osób, które były mi życzliwe.
Pamiętam wakacje, podczas których poszedłem na serię indywidualnych zajęć z jogi. Po zajęciach czułem się zmasakrowany psychicznie, zaczęły pojawiać się myśli, których nie byłem w stanie się pozbyć, myśli negatywne o samym sobie. Medycznie chyba nazywa się to nerwica natręctw.
Po jakimś czasie zacząłem czytać o wcieleniach, reinkarnacji, karmie. Potem dowiedziałem się o czakrach, punktach energetycznych, które ma każdy człowiek, wreszcie o samej energii, aktywizowanej przez ćwiczenia, mantry, mudry, medytacje. Przestałem się modlić. Byłem przekonany, że jestem samowystarczalny i że sam poradzę sobie z problemami przez obudzenie wewnętrznej siły. Pismo Święte dla mnie nie istniało, czułem wręcz niechęć do jego czytania. Spowiedź – tak, lecz problem polegał na tym, że pomimo spowiedzi i komunii natrętne myśli nie znikały. Dziś wiem, że już wtedy potrzebowałem modlitwy o uwolnienie czy kontaktu z kapłanem znającym tematykę zagrożeń duchowych. Moja wola stawała się coraz bardziej ograniczona.
Joga doprowadziła mnie do rozbicia wewnętrznego, porzucenia tego, co kiedyś dawało mi radość, wreszcie do ogromnej samotności. Stałem się indywidualistą, egoistą, maksymalnie skoncentrowanym na swoim ciele i na umyśle jako narzędziu wpływania na ciało, samopoczucie. Nie liczyłem się z wolą Boga, Jego planem wobec mojego życia. Dusza została gdzieś pominięta. Coraz głębiej wchodziłem w duchowość hinduizmu. Jako chrześcijanina coraz bardziej mnie ona kaleczyła i odsuwała od własnej natury. Zmiana diety doprowadziła do wyniszczenia organizmu, utraty wagi i wielkiego skoncentrowania się na zdrowej żywności. Zrozumiałem, że jestem zniewolony. Nie mogę robić tego, co chcę, nawet jeśli chodzi o tak podstawową potrzebę człowieka, jak jedzenie. Nie mam możliwości swobodnego wyboru. Pewnego dnia po ćwiczeniach straciłem przytomność. Zaczęły się problemy fizyczne, dolegliwości neurologiczne. Badania lekarskie wychodziły dobrze, a ja czułem się coraz gorzej.
Przypomniałem sobie kazanie pewnego franciszkanina, usłyszane kilka miesięcy wcześniej. Mówił on o zagrożeniach duchowych medytacji, akupunktury i innych praktyk pochodzących z Indii i Chin. Wówczas nie wziąłem tego za ostrzeżenie, teraz postanowiłem odszukać tego kapłana. Udało się. Długo rozmawialiśmy. Okazało się, że jestem bardzo mocno duchowo uwikłany, zniewolony nie tylko przez jogę, ale także przez wiele rzeczy związanych z okultyzmem. Zaproponował spowiedź generalną, rekolekcje, czytanie Pisma Świętego, szczególnie Ewangelii św. Marka, i regularne sakramenty, by Jezus mógł zacząć oczyszczać mnie wewnętrznie z duchów i duchowości rodem z innych kultur i religii.
Joga to system filozoficzny, a jej praktykowanie wiąże się z przyjęciem nauk hinduizmu. Dzisiaj wiem już to, czego nie powiedziano mi na zajęciach – że powtarzane w sanskrycie mantry mogą być imionami hinduskich bóstw czy duchów. Czytam o zagrożeniach duchowych i przecieram oczy ze zdziwienia, że tak głęboko i bezkrytycznie w to wszedłem. Opinie o. Jamesa Manjackala czy o. Aleksandra Posackiego pozwalają mi też lepiej zrozumieć, czym jest joga dla chrześcijanina. Jogi z chrześcijaństwem nie da się pogodzić. Joga to nie ćwiczenia fizyczne. To duchowość, która doprowadziła mnie do ogromnego cierpienia fizycznego i duchowego, odsunięcia od znajomych i tego, co dawało mi kiedyś prawdziwą radość.
Metoda Silvy
Równolegle do wpływu jogi odczuwałem skutki przebycia kursu Metody Silvy. Był rok 2001. Kolega opowiedział mi, jak bardzo pomogła mu w życiu metoda samokontroli umysłu Metodą Silvy, jak łatwo dzięki temu szła mu nauka w szkole, jak wiele osiągnął. Zaciekawił mnie. Wyszukałem w internecie kurs i poszedłem sprawdzić te rewelacje na trzydniowym treningu. Za kilkaset złotych.
Na początku dowiedziałem się o falach, na jakich pracuje mózg: beta, alfa, theta i gamma, oraz o półkulach mózgowych. Celem metody okazało się świadome wprowadzanie umysłu ze stanu beta (dominująca częstotliwość myślenia logicznego, analitycznego, częstotliwość, na jakiej zwykle pracuje umysł w czasie dnia) do stanu alfa. Alfa to stan głębokiego rozluźnienia, charakteryzującego się zwolnieniem częstotliwości impulsów mózgowych. Dzięki wejściu w stan alfa, przez uspokojenie umysłu, zaczyna pracować prawa półkula mózgowa, odpowiedzialna za intuicję, wyobraźnię. Przez zamknięcie oczu, odpowiednie ułożenie palców (technika neuroasocjacji) czy liczenie umysł miał wchodzić na inną częstotliwość. Według prowadzącego, stan alfa ma umożliwić osiągnięcie wielu korzyści. Propagowane na kursie techniki miały poprawić pamięć, pomóc w szybszym przyswajaniu wiedzy, nauczyć techniki zdawania egzaminów oraz rozwiązywania różnego rodzaju problemów, takich jak trudności w podejmowaniu trafnych decyzji, przezwyciężanie nałogów, budzenie się o dowolnej porze bez budzika. Przejście w stan alfa zaleca się praktykować 3 razy dziennie po 15 minut. Dużo miejsca poświęcono także samouzdrawianiu i uzdrawianiu innych za pomocą odpowiednich wizualizacji w stanie alfa, a także projektowaniu pozytywnej przyszłości. Podkreślano, że nasze życie zależy od dwóch osób: od nas samych i od Boga. Właśnie w tej kolejności.
Metoda Silvy mówi wprost, że umysł jest najważniejszą rzeczą, takim twardym dyskiem, na którym jest wszystko zapisane. Dzięki umiejętnemu postępowaniu możesz osiągnąć to, co chcesz: mieć doskonałe zdrowie, pracę, relacje z ludźmi i samym sobą. Jesteś panem swojego losu i życia.
Ważnym elementem kursu było zaznajomienie się z technikami afirmacji i wizualizacji. W stanie alfa warto było afirmować, czyli powtarzać w pierwszej osobie liczby pojedynczej pozytywne stwierdzenia na własny temat, np.: jestem wyjątkowym człowiekiem, jestem genialna osoba, jestem osobą lubianą i kochaną. Natomiast dzięki wizualizacji można było – według prowadzących kurs – osiągnąć dosłownie wszystko, co się chciało: od idealnego partnera, przez wyśniony samochód, po wymarzoną pracę czy wyleczenie chorób. Należało po prostu utrzymywać w stanie alfa obraz tego, co chcemy osiągnąć.
Po pierwszym kursie uznałem, że uda mi się tą metodą rozwiązać większość moich problemów, z niskim poczuciem własnej wartości i nieśmiałością włącznie. Po całodniowym kursie nie czułem też żadnego zmęczenia fizycznego. Prowadzący mówił tak ciekawie, wprowadzając nas w poszczególne ćwiczenia, że nawet 10 godzin wykładów nie powodowało znużenia. Po zakończeniu kursu zacząłem pisać afirmacje, nagrywać je dyktafonem. Poczułem ogromną pewność siebie. Zacząłem też wizualizować pracę, jaką chciałbym zdobyć. Pomogło to o tyle, że podczas rozmowy kwalifikacyjnej o pracę nie czułem żadnego lęku. Jednak po zdobyciu samej pracy, na co dzień w niej nadal byłem nieśmiały i rozbity. W rozmowach z przełożonymi czułem, że jestem kimś wyjątkowym, lepszym od nich. Moje ego po afirmacjach rosło, tak samo jak koncentracja na sobie. Ogarniała mnie pycha. Afirmacje powodowały dobre samopoczucie, ale były powierzchownym przykrywaniem słabości charakteru i ran duszy.
Po pewnym czasie zauważyłem, że odciąłem się od emocji. Do wszystkiego zacząłem podchodzić zbyt intelektualnie. Moje ciało było napięte, a umysł niespokojny. Zamykając oczy, czułem gonitwę myśli. Nie pomagało wchodzenie w stan alfa czy głębiej – theta. Nadal tkwiłem w smutku i rozbiciu, coraz bardziej zamykając się w sobie. Natomiast rozmawiając z innymi, nie mogłem wyzbyć się poczucia wyższości.
Po paru latach zdałem sobie sprawę z tego, że wymarzona praca, którą wizualizowałem na jednym z kursów, okazała się daleka od tego, czego się spodziewałem. Marzyłem o zatrudnieniu się w wielkiej firmie, gdzie będę mógł zabłysnąć, zrobić karierę. Zdobyłem tę pracę, ale zamiast satysfakcji spotkało mnie wszystko, co najgorsze: stres, mobbing, bezwzględność, przedmiotowe traktowanie ludzi.
Ustawienia rodzinne
Kolejne bardzo niebezpieczne doświadczenie, z którym się zetknąłem, to ustawienia rodzinne Berta Hellingera. Czułem, że przez liczne w mojej rodzinie aborcje nie funkcjonujemy jako ludzie szczęśliwi. Kiedyś trenerka jogi zasugerowała całej grupie zainteresowanie się warsztatami ustawień rodzinnych. Podjąłem ten pomysł, dowiedziawszy się, że ustawienia dotykają w szczególnym stopniu kwestii wykluczeń z rodziny, jak mówi jej autor – aborcji i poronień. Przed warsztatami oglądałem nagrania starych konferencji Hellingera w Polsce. Miałem nadzieję, że będę mógł pomóc matce, która do dziś cierpi na ciężką depresję i syndrom poaborcyjny.
Warsztaty – tworzenie „wszechwiedzącego pola”, psychodrama – okazały się niesamowicie niebezpieczną sztuczką złego ducha. Terapeutka wprowadzała ludzi w traumatyczne przeżycia, zostawiając otwarte rany. To, co się działo na ustawieniach, było dla mnie niesamowite: emocje, reprezentowanie członków innych rodzin. Jednak po pewnym czasie pojawiły się nerwica natręctw i myśli samobójcze. Dzisiaj wiem, że znane są przypadki samobójstw wywołanych przez ustawienia. Rozmowy z księżmi uświadomiły mi, że metoda Hellingera to czysty spirytyzm; obok bioenergoterapii i Metody Silvy główna przyczyna zwracania się po pomoc do egzorcystów. Również wielu psychologów sprzeciwia się tej metodzie z racji tego, w jak niebezpieczny sposób traktuje człowieka: otwiera go i pozostawia samemu sobie.
Uleczenie
W końcu zrozumiałem, że byłem przez złego ducha prowadzony jak na sznurku: od aborcji matki i odrzucenia przez nią po bioenergoterapię, jogę, Metodę Silvy i ustawienia rodzinne. Przestałem twierdzić, że sam poradzę sobie ze swym bałaganem życiowym. Sięgnąłem po Biblię, wyrzekłem się wiary w reinkarnację i karmę. Od prawie dwóch lat nie mam styczności z okultyzmem. W ciągu ostatnich dwóch lat odbyłem wiele rekolekcji, rozmów, modlitw u księży egzorcystów i innych. Oddałem Jezusowi całe życie: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, najpierw prosząc Go o przebaczenie mojej przeszłości, potem ogłaszając Go moim Panem i Zbawicielem. Jezus jest dla mnie wszystkim: jedyną drogą, jedyną prawdą i jedynym życiem. Ufam, że przyszedł na świat nie dla tych, co się dobrze mają, ale dla takich grzeszników jak ja. Jest moją nadzieją i najlepszym lekarzem. Jedynym lekarzem.
Moja mama przestała chodzić do bioenergoterapeutów, odbyła spowiedź generalną, jest po długiej modlitwie wstawienniczej, czyta Biblię.
Paweł
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Mati Gość
|
Wysłany: Wto 9:24, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
szb napisał: | Tak. 180stopni albo i 2x180 i wielokrotnie życie Oklahomczyków obróciło się z pewnością. A czym w tym czasie martwili się podobni im ludzie z Polski?
Skala. Jeden umiera a drugi dłubie w nosie. Nie powiem bo tutaj tak samo. Tylko, że nawet ci, którzy narzekają na dzień świstaka powinni dziękować a to, że to o czym piszesz Mateczka, to wlaściwie ludzie o tym marzą. Praca, ubranie, prysznic!, dziecko, sport, seks - to przecież definicja szcześcia.
(...) |
Zważywszy na fakt, że mamy dzisiaj 21 maja gro takich ludzi w Polsce zastanawia się, czy przetrwa do 1 czerwca..
..a to, że powinni dziękować i odnośnie definicji szczęścia.. nie wiem. Czy mierzysz swoje szczęście porównując swoje życie z życiem innych? czy pociesza Cię np. fakt, że Twoje problemy są niczym w stosunku do problemów np. śmiertelnie chorych? ludzi sparaliżowanych? lub znajdujących się w głębokiej, patologicznej biedzie?
Raczej chyba patrzysz na swoje życie przez pryzmat tego co Ty masz, jak Ty żyjesz porównując to z tym co chciałbyś mieć, a czego nie masz lub ze swoim wyobrażeniem uczuć, jakimi chciałbyś napełnić swoje serce.. np. tęsknoty za piękną, niczym niezbrukaną miłością i dreszczem emocji na dźwięk sms'a od ukochanej.. lub poczuciem spokoju i totalnego spełnienia w ramionach starej już przecież żony.. |
|
Powrót do góry |
|
|
szb maszynista z Melbourne
Dołączył: 05 Lip 2006 Posty: 4496 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1206 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:16, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Patrzę przez szkiełko czyste jak łza. Patrzę pod kątem tego jak żyję ja, ludzie obok mnie, jak "nie żyją", jak żyć chcą, co reportaże pokazują, co pani Zofia mówi, co Pan Artur pisze, co na to Kasia Cichopek. Mielę to, zmielam, mocno ugniatam i wychodzi mi moje spojrzenie na świat. Co do miłości to okazuje się, że na nią to potrzeba specjalnych okularów. Człek ma przed oczami ale nie widzi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kewa optymistyczna realistka
Dołączył: 05 Lis 2005 Posty: 24976 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1879 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: prawie Wrocław
|
Wysłany: Wto 11:49, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
letnisztorm napisał: | Wieczorem niebo było kobaltowe. Wróciłam do do domu po super ciężkim dniu a moja córeczka mówi, że widziała w chmurze Jezusa.
- Może to był samolot?
- Nie.
- Może ptak?
- Nie.
- Może błyskawica?
- Nie, taki mały świetlisty punkt poruszający się w chmurze, to musiał być Jezus.
- ? |
SMS od córki: "Właśnie doświadczyłam iluminacji. Czy wiesz, ze istnieje słowo "wyżynać" i istnieje słowo "wyrzynać", ale znaczą co innego?"
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Formalny maszynista z Melbourne
Dołączył: 26 Sie 2005 Posty: 8251 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 534 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: 3 planeta od Słońca Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:30, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Jeszcze jedno podziękowanie Szb za ten topik... To topik, w którym teoretycznie piszemy o różnych sprawach, piszemy o jednej - o różnorodności tego, co dzieje się pod "aluminiowym niebem". Bez wartościowania, bez porównywania, bo życie jest wspaniale bogate i prawdziwe swoją różnorodnością. Mieści się ono w lutowaniu, seksie, spawaniu, aborcji, medytacjach, jodze, rozczarowaniach, poczuciu szczęścia i w dostrzeganiu Jezusa w światełku na niebie... Może najmniej tego życia w opisanej przez Mati rodzince przy stole, skupionej na swoich komórkach, a tak naprawdę szukającej alibi, dla braku umiejętności porozumiewania się. Fajnie, że na tym topiku toczy się rozmowa - tylko pozornie o różnych sprawach...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
szb maszynista z Melbourne
Dołączył: 05 Lip 2006 Posty: 4496 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1206 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 13:38, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Dokładnie. Życie jakim jest. A właściwie jakie mamy o nim wyobrażenie. Czasem jak mijam jakieś osiedla w miejscowościach różnych, większych, mniejszych, popeegerowskich, myślę sobie ile historyjek tam można usłyszeć. Po swojemu sobie ich osądzam, klasyfikuję, jakiś obraz tego środowiska w głowie układam. Część pewnie jest pro-x część pro-y, innym invitro wisi, kolejni pomstują na niemieckie firmy zabijający polskie zarodki.
Ale dużo nas łączy. Mamy wspólne tematy. Aluminium np. okazuje się być jednym z nich.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
illunga Procyon Lotor
Dołączył: 06 Lip 2006 Posty: 8282 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 473 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z Ankh-Morpork Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:25, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Niebo ma kolor aluminium. Skłębionego aluminium. Czy istnieje skłębione aluminium? A na zachodzie niebo czerwienieje. Burza przeszła. A komuś nie przeszła bo mu sie teraz burzy. A gdzieś daleko świeci słońce, ktoś patrzy na taki zachód. Ma czas. A gdzieś daleko jest jutro i ktoś myśli że jeszcze wcześnie. Niebo takie szare.
Moje miejsce pod aluminiowym niebem. Czasem sobie myślę, że gdzieś daleko... dzieją się RZECZY. A moje aluminium przecieka mi przez palce. Trochę tęsknię a trochę mnie to cieszy. Jak skrytka w załomie muru zanim ktoś zawoła: "Zaklepany"!
Post został pochwalony 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
lulka Ewa chce spać
Dołączył: 29 Sie 2005 Posty: 11227 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1364 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:40, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Chyba powinnam zdjąć różowe okulary...
Moje niebo ma różny kolor. Czasami jest błękitne, czasami stalowe, a czasami w ogóle go nie ma bo go nie widzę.
Przeczytałam topik o komórkach macierzystych, obciętych cyckach i ten długi post o jodze, a ponieważ dzisiaj moje niebo jest różowe to myślę sobie, że zbyt duży wpływ tego co dopuszczamy z zewnątrz wraz z modą jest niebezpieczny.
Być może ci ludzie z byłych pegeerów wbrew temu co o nich myślimy są właśnie wybrańcami losu bo sami swoim życiem kierują?
Owszem, to dosyć skrajny przypadek, ale fascynuje mnie proste życie.
Z książkami, filmami, sadzeniem kwiatów, muzyką i wszystkim tym co najzwyczajniej w świecie lubię.
Komórki macierzyste, nanotechnologia czy wreszcie obcięte cycki to nie mój cyrk.
I o ile o dwóch pierwszych lubię poczytać, o tyle cieszę się, że jestem tutaj i teraz, a świat, który będzie po mnie nie będzie już mój.
Bo czy cyborg złożony z sylikonu i innych ulepszaczy będzie jeszcze człowiekiem? Podobno tak - dopóki ma mózg i myśli...
Tylko czy oby na pewno myśli skoro potrafi się tak unieszczęśliwiać w imię mody? Jakichś kretyńskich wymogów itd. itp...
Podziękowała. Beze mnie.
Ps. Odnośnie cycków by mnie zaraz nie zlinczowano - chciała, obcięła.
Nie potępiam absolutnie, ale dla mnie 20 % szans na donoszenie (do końca) własnych cycków to bardzo wiele.
Inne spojrzenie nieskażone modą - ot i tyle.
W dodatku jestem sceptyczna i nie wierzę w dobrodziejstwo sylikonu - ale o tym dowiemy się zapewne za ileś tam lat jak wynajdą coś na czym będzie można zarobić większą kasę.
Post został pochwalony 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
W2 maszynista z Melbourne
Dołączył: 09 Lut 2010 Posty: 2544 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 89 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Poznań Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:47, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
A dlaczego nie glin? Mnie bardziej podoba sie słowo glin tak, jak jantar, a nie bursztyn.
A w ogóle to jutro niebo będzie w kolorze ołowianych chmur.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Formalny maszynista z Melbourne
Dołączył: 26 Sie 2005 Posty: 8251 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 534 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: 3 planeta od Słońca Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 21:03, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
illunga napisał: | Niebo ma kolor aluminium. Skłębionego aluminium. Czy istnieje skłębione aluminium? A na zachodzie niebo czerwienieje. Burza przeszła. A komuś nie przeszła bo mu sie teraz burzy. A gdzieś daleko świeci słońce, ktoś patrzy na taki zachód. Ma czas. A gdzieś daleko jest jutro i ktoś myśli że jeszcze wcześnie. Niebo takie szare.
Moje miejsce pod aluminiowym niebem. Czasem sobie myślę, że gdzieś daleko... dzieją się RZECZY. A moje aluminium przecieka mi przez palce. Trochę tęsknię a trochę mnie to cieszy. Jak skrytka w załomie muru zanim ktoś zawoła: "Zaklepany"! |
U mnie nie było burzy, niebo raz po raz było przykryte chmurami, ale teraz południowej stronie dominuje Księżyc. Patrzyłem przez długą chwilę na ten Księżyc, zafascynowany jednoczesnie tym, jak odurzająco pachnie z ogrodów bzem i akacjami i pomyślałem, że to jest piękne w upływie czasu, że nie tylko zabiera, ale i daje - na przykład takie chwile. Dopóki tak pachnie, dopóki niezmiennie fascynuje Księżyc i dopóki to zachwyca tak, że inne - pilniejsze nawet zajęcie, jest mniej ważne, mniej się przejmuję, że ktoś zawoła: "Zaklepany"...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
LampionyZeStarychSloikow maszynista z Melbourne
Dołączył: 24 Mar 2013 Posty: 2671 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 90 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:07, 21 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
szb napisał: | Oddałem Jezusowi całe życie: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość | no fajnie, ale czy to powód, żeby zaraz reklamować tu kolejną sektę?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Baron von DupenDrapen maszynista z Melbourne
Dołączył: 13 Gru 2005 Posty: 1788 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 218 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 3:21, 22 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Tak myślę żeby sobie zrobić aluminiowy parasol, żeby nie zmoknąć jak zacznie padać aluminiowy deszcz...
Szczerze powiedziawszy to chyba wolę spawać niż włączać "circuit" umysłowy zajmujący się rozważaniami na temat percepcji lub koegzystencji równoległych żyć, etc..
Przynajmniej podczas spawania wszystko lokalnie zlewa się w jedną masę a potem zastyga w "nie ruchu"
A na różnego rodzaju rozważania to będzie pewnie dużo czasu na tamtym świecie gdzie będzie można je do woli prowadzić będąc dobrym, albo złym duchem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
letnisztorm Tunrida Storm
Dołączył: 16 Lut 2009 Posty: 14847 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2172 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 6:45, 22 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
W2 napisał: | A dlaczego nie glin? Mnie bardziej podoba sie słowo glin tak, jak jantar, a nie bursztyn.
A w ogóle to jutro niebo będzie w kolorze ołowianych chmur. |
Aluminium brzęczy w uszach lekko, glin ciężko. Jak ma nam na głowę niebo spadać niech przynajmniej nie przytłacza.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Aproxymat Para X to my
Dołączył: 26 Sie 2005 Posty: 33795 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1537 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zewsząd Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 8:23, 22 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Glyn - to takie drewniane słowo. Alumynium - właściwie też.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
W2 maszynista z Melbourne
Dołączył: 09 Lut 2010 Posty: 2544 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 89 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Poznań Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 8:30, 22 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Aproxymat napisał: | Glyn - to takie drewniane słowo. Alumynium - właściwie też. |
Stolyca też.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
letnisztorm Tunrida Storm
Dołączył: 16 Lut 2009 Posty: 14847 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2172 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 8:37, 22 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Paskudztwo, ale Stolichnaya już brzmi całkiem całkiem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|