|
po 30-tce niezwykła strona niezwykłych użytkowników
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:24, 26 Lut 2011 Temat postu: Dorastanie dzieci i rodziców. |
|
|
Gdy moje dzieci były małe i chorowały na ospy, grypy, gdy nie spałam nocami, to czekałam na ten czas, gdy będą starsze, samodzielne. Mądrzejsze? Czekałam na spełnienie moich oczekiwań, moich marzeń, uspokojenia moich strachów o ich przyszłośc. Dzisiaj zderzam się ze sobą, z moimi niesłusznymi oczekiwaniami, że dzieci będą takie, jak ja je sobie wyobraziłam. Miotam się ze sobą, gdy tak nie jest. Przeżywam rozczarowanie, strach, że poprzez ich błędy- będą cierpiały. A przecież nie mogę ich uchronic. Nie mogę? Nie mogę im zabronic upadku, nie mogę im tego odebrac, bo nie dorosną. To ja mam problem. Jak Wy radzicie sobie z dorastaniem dzieci, z ich dorosłością. Jak odciąc pępowinę bezboleśnie, aby nie miec poczucia winy, że wybieramy egoizm, że skazujemy je na ból?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
hachiko Gość
|
Wysłany: Nie 9:15, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Mam "nadopiekuńczą" mamę, która zawsze w obliczu zmartwień, konfrontacji naszej ze złem, przeprasza,że nas urodziła. Jej troska paraliżowała moje marzenia, plany, wycieczki, znajomości. Każde moje spóźnienie (minuty) były odkupione kroplami nasercowymi co powodowało we mnie wyrzuty sumienia i jednocześnie burzyło pogodny nastrój. Słuchałam opowiadań o potwornych zakończeniach, których mogłam stac się udziałem.
Mam synka, którego kocham i wychowuję go sama jak wiecie. Zaciskam zęby, gdy jedzie z klasą na wycieczkę, wychodzi na boisko, którego nie widac z okna lub wraca ze szkoły. Proszę tylko o telefoniczny kontakt bez wygłaszania powodów. Mówiąc to żartuję, żeby nie czuł się zestresowany.
Ciężko o rozsądek i dystans w takich sytuacjach,ale jeszcze ciężej żyje się dziecku ze świadomością wszędzie czyhającego zła. Mam wrażenie, że dzisiaj jest cienka granica między światem dorosłym a dziecięcym. Za wcześnie stają się dorosłe, przy czym tę dojrzałośc charakteryzuje cwaniactwo i bezwzględnośc. Kiedy przychodzi ze zmartwieniami (figle rówieśników) tłumaczę, co ma sobie odpuścic,a co należy w sobie wypracowac, by żyło mu się lepiej.
Zdaję sobie sprawę, że to, co dla mnie jest zawiłe, dla niego może byc proste i na odwrót. Wszystkie potknięcia nas uczą i nabieramy doświadczenia, inaczej stalibyśmy w miejscu, jałowym bez doznań i emocji.
Celowo użyłam cudzysłowu w wyrazie nadopiekuńczośc. Myślę, że to nie troska,lecz paniczny strach i przekonanie,że dzieci są naszą własnością.
To wszystko jest bardzo trudne |
|
Powrót do góry |
|
|
Tina maszynista z Melbourne
Dołączył: 07 Paź 2010 Posty: 2990 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 327 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: rzut kamieniem od granicy miasta Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:16, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
z moim starszym synem (20 lat) mam problemy wieku dorastnia, tak jakby teraz dopiero zaczal przechodzic bunt u nastolatkow. ale ten jego bunt MNIE WYLECZYL z nadopiekunczonosci.
na poczatku sie ciagle martwilam, jak on sobie poradzi w doroslym zyciu, a teraz daje mu wolny wybor. po prostu mysle, ja w jego wieku bylam tez juz postawiona z doroslymi dcyzjami, wiec niech on sam sobie juz radzi, skoro "taki dorosly".
bo cale jego dziecinstwo i mlodosc staralam sie go nauczyc radzic sobie z przeciwnosciami losu i problemami jakie stana na jego drodze zycia.
teraz musi ta moja nauka wydac owoce. wlasnie przez jego samodzielne decyzje.
wiem, ze zawsze bede musila wszystko nadzorowac, jednak zaczynam sama go popychac w strone samodzielnego zycia. to ja ucinam pepowine.
teraz jest w internacie, ale po skonczeniu szkoly musi podjac prace i zaczac samodzielnie zyc.
i to wlasnie jego bunt mnie wyleczyl z nadmiernej milosci i nadopiekunczonosci do niego.
zrozumialam, ze to odrebna osobowosc, to INNY czlowiek, czyli o odmiennych pogladach!
i juz zaakceptowalam to.
troche bolalo, ale im szybciej to zaakceptujesz, tym lepiej dla Ciebie
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:35, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
tina napisał: | z moim starszym synem (20 lat) mam problemy wieku dorastnia, tak jakby teraz dopiero zaczal przechodzic bunt u nastolatkow. ale ten jego bunt MNIE WYLECZYL z nadopiekunczonosci.
na poczatku sie ciagle martwilam, jak on sobie poradzi w doroslym zyciu, a teraz daje mu wolny wybor. po prostu mysle, ja w jego wieku bylam tez juz postawiona z doroslymi dcyzjami, wiec niech on sam sobie juz radzi, skoro "taki dorosly".
bo cale jego dziecinstwo i mlodosc staralam sie go nauczyc radzic sobie z przeciwnosciami losu i problemami jakie stana na jego drodze zycia.
teraz musi ta moja nauka wydac owoce. wlasnie przez jego samodzielne decyzje.
wiem, ze zawsze bede musila wszystko nadzorowac, jednak zaczynam sama go popychac w strone samodzielnego zycia. to ja ucinam pepowine.
teraz jest w internacie, ale po skonczeniu szkoly musi podjac prace i zaczac samodzielnie zyc.
i to wlasnie jego bunt mnie wyleczyl z nadmiernej milosci i nadopiekunczonosci do niego.
zrozumialam, ze to odrebna osobowosc, to INNY czlowiek, czyli o odmiennych pogladach!
i juz zaakceptowalam to.
troche bolalo, ale im szybciej to zaakceptujesz, tym lepiej dla Ciebie |
No właśnie.
Ja też mam wrażenie, że moja córka ma opóźniony zapłon z okresem buntu nastolatki. Z jednej strony wciąż podnosi; jestem dorosła. Z drugiej strony; nie potrafi podejmowac decyzji i ponosic konsekwencji tej dorosłości. Bo fajnie jest wrócic do domu nad ranem, ale gdy zaśpi do pracy, to słyszę; oni się na mnie zawzięli. I muszę przyznac, że ona nie ma wcale ochoty na samodzielne życie, choc w tej chwili właśnie staje przed takimi faktami. Tylko to nie jest jej decyzja. Ja mam dosyc matkowania. Nie potrafimy wypracowac zasad współżycia. A więc niech ona żyje na własny rachunek. Ja jej mogę pomóc, jeśli o to poprosi.
Tylko...
To jej wcale się nie podoba.
Chce miec ciastko i zjeśc ciastko.
A ja zaciskam zęby i powtarzam sobie; bądź konsekwentna.
I bardzo ciężko to znoszę.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Juli* sobą być i więcej nic
Dołączył: 11 Kwi 2006 Posty: 7997 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:42, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Na wszystko jest czas i wszystko należy wyśrodkować. Nigdy nie byłam nadopiekuńcza, ani też nie zdarzyło mi się nie zareagować w porę ( pomóc). Nie czekam na słowa "proszę o pomoc". Może to matczyna intuicja, a może przypadek, że raczej zdarza mi się utrafić w moment, kiedy pomoc z mojej strony jest potrzebna, a kiedy nie.
Z synem mam dobre relacje i może dlatego nie ma między nami braku komunikacji. Potrafi powiedzieć co go dręczy; postawić pytanie : a ty co bys zrobiła ? Wysłucha, ale nie naciskam, że ma być tak, jak ja to widzę. Jego wybór. Kiedy był małolatem bardziej potrzebował mojego spojrzenia i pomocy. W chwili obecnej mniej. I dobrze. Cieszy mnie jego samodzielność, racjonalność, spokój. Pewnie, że bywają momenty zdenerwowania - kto ich nie ma. Pomarudzi coś pod nosem, wypije piwko, policzy do trzech i bierze się do pracy. W końcu nikt za niego tego nie zrobi. Zawsze wie, że może na mamę i na całą rodzinę liczyć i to chyba najważniejsze.
Co czas przyniesie, jakie zmiany, na dobre czy na złe ? - nie wiem. Nigdy nie martwię się na zapas. Jak do tej pory przez wszystko przechodzimy dzielnie, chociaż nie raz wiatr w oczy wiał i pewnie nie raz jeszcze zawieje.
W chwili obecnej, jak co niedzielę "nadopiekuńczość" gastronomiczna bierze górę i to nie tylko w stosunku do syna. Trzeba wałówę studentom uszykować. Chłopaki mają spust. Wspólnie z innymi mamami robimy, co możemy A mąż będzie musiał chłopaków zawieźć, bo Młodemu autko nawaliło. Ktoś może powiedzieć - wpakować w pociąg, niech sobie radzą. Oczywiście, ze tak. Ale mama też jedzie, bo ma małe, wypadowe plany na niedzielę. Zatem to żadne wygodnictwo studentów. Złapali okazję - szczęściarze
Fajne były i są wszystkie etapy wraz z dorosłością. A potem to pewnie wnuki - mam nadzieję
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Juli* dnia Nie 13:51, 27 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:58, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Juli.
Dziękuję za Twoje peany na własny temat. Znów tak pięknie opisujesz, jak jesteś genialna i doskonała. Gratuluję. Faktycznie; dzisiaj rozdanie oskarów. Będę Ciebie wypatrywała.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
animavilis Gość
|
Wysłany: Nie 15:09, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Paj napisał: |
Ja też mam wrażenie, że moja córka ma opóźniony zapłon z okresem buntu nastolatki. Z jednej strony wciąż podnosi; jestem dorosła. Z drugiej strony; nie potrafi podejmowac decyzji i ponosic konsekwencji tej dorosłości. Bo fajnie jest wrócic do domu nad ranem, ale gdy zaśpi do pracy, to słyszę; oni się na mnie zawzięli. I muszę przyznac, że ona nie ma wcale ochoty na samodzielne życie, choc w tej chwili właśnie staje przed takimi faktami. Tylko to nie jest jej decyzja. Ja mam dosyc matkowania. Nie potrafimy wypracowac zasad współżycia. A więc niech ona żyje na własny rachunek. Ja jej mogę pomóc, jeśli o to poprosi.
Tylko...
To jej wcale się nie podoba.
Chce miec ciastko i zjeśc ciastko.
|
Przypomina mi to sytuację koleżanki, która ma dorosłe już dziecko. Widać, że je kocha i bardzo się jego losem przejmuje, ale chciałaby, aby się już usamodzielniło.
Na pewnym etapie życia dzieci opuszczają rodziców i dla każdego jest to naturalne, lecz pragnienie rodzica, aby się wreszcie od dziecka "uwolnić" nie jest dobrze widziane, a przecież jest, w zasadzie, naturalne nie mniej.
Jeśli przeprowadzić analogię do świata zwierząt, inne ssaki odchowują swoje potomstwo i nie zajmują się nim dłużej niż to konieczne. Ludzie zostają rodzicami do końca życia, ale raczej w sensie mentalnym, bo przecież nie oznacza to, że powinni do końca życia być obarczeni swoimi dorosłymi dziećmi. Ich rola wygasa.
Myślę, że te wątpliwości i wyrzuty sumienia, jakie pewnie targają niejednym rodzicem, który zarzuca sobie, że jest "złą matką" lub "złym ojcem", bo chciałby się wreszcie tego, ukochanego bądź co bądź, potomka z domu pozbyć, biorą się m.in. z obawy przed opinią środowiska i z ciągle innym, niż na zachodzie, modelem rodzicielstwa, gdzie ludzie dojrzali zajmują się sobą, korzystają z życia, są suwerenni. U nas pokutuje przekonanie, że rodzice są zobligowani pomagać dzieciom stale, do swojej późnej starości, a najlepiej jeszcze i kolejnym pokoleniom, przesiadując z wnukami.
Poświęca się dzieciom tyle wspaniałych, może najlepszych lat swojego życia. Pewnie, jeśli się kocha, nie traktuje się tego czasu jako wyrzeczenia, ale jednak jest to okres pełen wyrzeczeń i ograniczeń. To chyba nic dziwnego, że chce się wreszcie od tego odpocząć. |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:19, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Masz rację Animo..
I takim dziwnym zbiegiem okoliczności opowiem.
Mój przyjaciel pojechał w odwiedziny do swoich córek do Niemiec. Obie pełnoletnie. Młodsza ma 23 urodziny, starsza 26.
Zawsze, gdy opowiada o młodszej, to uśmiecha się, jest bardzo czuły w tej opowieści. Gdy mówi o starszej, poważnieje, już brakuje tej lekkości. I nie ma tu winy tej starszej; nie sprawia i nie sprawiała większych kłopotów wychowawczych, od tej młodszej. Właśnie dostałam od niego wiadomośc ze spotkania i brzmi ona właśnie tak; młodsza córka- słodka,starsza- wszystko w porządku. No i coś tam w tej mojej głowie zaczęło się tłuc..
Czy czasem te starsze dzieci, jako rodzeństwo nie zostały obarczone większą dorosłością (zupełnie naturalnie i oczywiście, dla nas rodziców) i zostały pozbawione tej głupawki dziecka, tylko dlatego, że kiedyś stały się starszym rodzeństwem. A w naturze wszystko musi miec swoje miesce. I okres buntu, głupawki też. A nasza rodziców reakcja jest wciąż...jak do starszego dziecka.
Tak mi teraz to w głowie...
Hmmm...
ALe wracając bezpośrednio do tematu.
Faktycznie nasze społeczeństwo oczekuje więcej od rodziców. Jest oczywiste, że utrzymujemy dorosłe dzieci, pierzemy, sprzątamy, gotujemy itp. Dalej niańczymy. Europa chyba bardziej obcesowo obchodzi się z dziecmi. Tam rodzice otwarcie rozmawiają z dziecmi o pieniądzach, samodzielności.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
FRIDA Gość
|
Wysłany: Nie 16:48, 27 Lut 2011 Temat postu: Re: Dorastanie dzieci i rodziców. |
|
|
Paj napisał: | Jak odciąc pępowinę bezboleśnie, aby nie miec poczucia winy, że wybieramy egoizm, że skazujemy je na ból? |
Myślę, że to nie ma nic wspólnego z egoizmem, nie powinnaś, Paj, tak tego postrzegać. Wszystko musi się toczyć z góry wyznaczonym, określonym rytmem. Pewne etapy się kończą, inne zaczynają - w sposób nieuchronny. Trudno wypowiadać się na temat Twoich dzieci, jeśli nie zna się ich konkretnych, indywidualnych cech, osobowości, predyspozycji, tendencji. A jak wiadomo, to wszystko ma istotne znaczenie w kwestii tego jak ktoś pokieruje swoim życiem, jakich dokona wyborów, na jakie postawi wartości, i jakie popełni w związku tym błędy, albo też ich nie popełni. Wiem, że my rodzice ponosimy odpowiedzialność za wychowanie, kształtowanie naszych dzieci, że na ogół to właśnie my rodzice jesteśmy rozliczani z zachowań, wybryków, wyborów naszych dzieci. Nie od dzisiaj można usłyszeć zdania typu - "no zobacz, zobacz, synalek lekarza, a taki z niego gagatek" Jednak nie tak do końca na wszystko mamy wpływ, bo dziecko wychodzi poza dom, w różnego rodzaju środowiska, otoczenie, i tam w zależności od tego jak bardzo jest wpływowe, może nabyć pewnych przekonań, poglądów, zachowań, które według nas rodziców są oczywiście niepożądane, i niewskazane. No, oczywiście są też takie dzieci, które wpływowe w ogóle nie są. Uważam, że pomimo wszystko, pomimo naszych ambicji co do dzieci, wyobrażeń co do ich przyszłości - powinniśmy pozwolić im być przede wszystkim sobą, nie narzucać niczego za wszelką cenę, nie walczyć do upadłego, możemy jedynie sugerować, wskazywać drogowskazy. Każdy musi iść swoją własną drogą, i nawet jeżeli popełni masę błędów ( pomimo tego, że sugerowaliśmy inaczej ), jeżeli wiele razy się potknie - to może tak właśnie musi być żeby ostatecznie zrozumieć wiele spraw, i spojrzeć na życie inaczej, z innej perspektywy. I niestety, nic się na to nie poradzi, że najwięcej błędów popełniamy w bardzo młodym wieku, i są to często takie błędy, które w mniejszym, czy w większym stopniu kładą się na całe nasze pózniejsze życie. |
|
Powrót do góry |
|
|
Juli* sobą być i więcej nic
Dołączył: 11 Kwi 2006 Posty: 7997 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:31, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Paj napisał: | Juli.
Dziękuję za Twoje peany na własny temat. Znów tak pięknie opisujesz, jak jesteś genialna i doskonała. Gratuluję. Faktycznie; dzisiaj rozdanie oskarów. Będę Ciebie wypatrywała. |
Może powinnam skłamać tylko po to, by sprawić Ci przyjemność
A może Ty powinnas się pogodzic z tym, że wielu rodziców zwyczajnie takich problemów jak Ty nie ma..... To, co dla Ciebie jest wyidealizowane, dla innych bywa zwyczajną normalnością, która cieszy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:33, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Juli* napisał: | Paj napisał: | Juli.
Dziękuję za Twoje peany na własny temat. Znów tak pięknie opisujesz, jak jesteś genialna i doskonała. Gratuluję. Faktycznie; dzisiaj rozdanie oskarów. Będę Ciebie wypatrywała. |
Może powinnam skłamać tylko po to, by sprawić Ci przyjemność
A może Ty powinnas się pogodzic z tym, że wielu rodziców zwyczajnie takich problemów jak Ty nie ma..... To, co dla Ciebie jest wyidealizowane, dla innych bywa zwyczajną normalnością, która cieszy. |
Nienormalnością będzie jeśli dzisiaj wieczorem nie zgarniesz wszystkich oskarów. W szczególności za scenariusz o sobie .
W tym jesteś mistrzynią.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Seeni Królewna Glątwa
Dołączył: 16 Wrz 2005 Posty: 18510 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2377 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Nie 17:35, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Czasami mam wrażenie, że moje córki urodziły się już samodzielne.
Ciumanie pupeńki zasadniczo nigdy nie wchodziło w gre. Uwielbiałam swoje dziewczynki kiedy były małe. Zbierałam je ze sobą wszędzie: na imprezy, pod namiot, na zakupy, na wczasy, nocą na spadające gwiazdy, do kina a nawet do opery- gdzie przysypiałyśmy wszystkie trzy. Z nimi przechodziłam świnkę i ospę oraz rumień dnia piątego. Urządzałyśmy karnawałowe bale i bawiłyśmy się całymi dniami w sklep warzywny albo Kobietę Bluszcz, razem gotowałyśmy, czytałyśmy wiersze i Anielkę Prusa na głosy, miałyśmy wspólne sekrety. Z córkami nigdy się nie nudziłam a okres kiedy były dziećmi wspominam najmilej.
Jako nastolatki dziewczyny mnie przede wszystkim ohydnie wkurzają. Są niekomunikatywne, emocjonalnie labilne i stawiają mi zbyt wysokie oczekiwania. Po prawdzie nie mogę się doczekać, kiedy w końcu będą na tyle dorosłe, żeby się wyprowadzić. I nie odczuwam z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia. Chcę być już babcią. Siedzieć godzinami w piaskownicy i między jedną babką a drugą tłumaczyć z dramatycznym zacięciem, że zboczeniec, jak sama nazwa wskazuje, atakuje zawsze z boku.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:40, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Seeni napisał: | Czasami mam wrażenie, że moje córki urodziły się już samodzielne.
Ciumanie pupeńki zasadniczo nigdy nie wchodziło w gre. Uwielbiałam swoje dziewczynki kiedy były małe. Zbierałam je ze sobą wszędzie: na imprezy, pod namiot, na zakupy, na wczasy, nocą na spadające gwiazdy, do kina a nawet do opery- gdzie przysypiałyśmy wszystkie trzy. Z nimi przechodziłam świnkę i ospę oraz rumień dnia piątego. Urządzałyśmy karnawałowe bale i bawiłyśmy się całymi dniami w sklep warzywny albo Kobietę Bluszcz, razem gotowałyśmy, czytałyśmy wiersze i Anielkę Prusa na głosy, miałyśmy wspólne sekrety. Z córkami nigdy się nie nudziłam a okres kiedy były dziećmi wspominam najmilej.
Jako nastolatki dziewczyny mnie przede wszystkim ohydnie wkurzają. Są niekomunikatywne, emocjonalnie labilne i stawiają mi zbyt wysokie oczekiwania. Po prawdzie nie mogę się doczekać, kiedy w końcu będą na tyle dorosłe, żeby się wyprowadzić. I nie odczuwam z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia. Chcę być już babcią. Siedzieć godzinami w piaskownicy i między jedną babką a drugą tłumaczyć z dramatycznym zacięciem, że zboczeniec, jak sama nazwa wskazuje, atakuje zawsze z boku. |
Seni..
Czy ja mówiłam Ci już kiedyś, że Ciebie kocham?
Ps.
Rozbroiłaś mnie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Juli* sobą być i więcej nic
Dołączył: 11 Kwi 2006 Posty: 7997 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:44, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Paj napisał: | Nienormalnością będzie jeśli dzisiaj wieczorem nie zgarniesz wszystkich oskarów. W szczególności za scenariusz o sobie .
W tym jesteś mistrzynią. |
Zazdrośc, zazdrość, zazdrość.... Nie martw się pozowlę Ci zabłysnąć, bo rzucasz się jak ryba w wodzie. Ja tego nie potrzebuję. Mam gdzie i przed kim i nawet nie muszę się starać, np atakując kogoś. Są lepsze sposoby - styl bycia, wiedza, charakter....
Nie jest łatwe wychowywanie dzieci, ale nie jest tez trudne przez wiele lat mieć z nimi dobry kontakt.
Ech Paj. Wiesz jak to osiągnęłam - spokojem, rozmowami i ciepłem, a teraz zbieram plony, jakże udane. Na wszystko trzeba w życiu zapracować. Ten, który o tym wie - przemilczy, bądź pochwali, a drugi, któremu zwłaszcza to się nie udaje - szuka winy wszędzie tylko nie u siebie i gada coś o Oskarach, doskonałościach itd. nakręcając się tylko. Może potrzebna Ci joga, medytacje. Strasznie polatana jesteś i złosliwa.
Kilka minut temu uzgadnialismy z synem, co z autem. Decyzję podjęliśmy wspólnie z aprobatą męża . Nawet na tematy iście męskie ze sobą gadamy
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:48, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Juli* napisał: | Paj napisał: | Nienormalnością będzie jeśli dzisiaj wieczorem nie zgarniesz wszystkich oskarów. W szczególności za scenariusz o sobie .
W tym jesteś mistrzynią. |
Zazdrośc, zazdrość, zazdrość.... Nie martw się pozowlę Ci zabłysnąć, bo rzucasz się jak ryba w wodzie. Ja tego nie potrzebuję. Mam gdzie i przed kim i nawet nie muszę się starać, np atakując kogoś. Są lepsze sposoby - styl bycia, wiedza, charakter....
Nie jest łatwe wychowywanie dzieci, ale nie jest tez trudne przez wiele lat mieć z nimi dobry kontakt.
Ech Paj. Wiesz jak to osiągnęłam - spokojem, rozmowami i ciepłem, a teraz zbieram plony, jakże udane. Na wszystko trzeba w życiu zapracować. Ten, który o tym wie - przemilczy, bądź pochwali, a drugi, któremu zwłaszcza to się nie udaje - szuka winy wszędzie tylko nie u siebie i gada coś o Oskarach, doskonałościach itd. nakręcając się tylko. Może potrzebna Ci joga, medytacje. Strasznie polatana jesteś i złosliwa.
Kilka minut temu uzgadnialismy z synem, co z autem. Decyzję podjęliśmy wspólnie z aprobatą męża . Nawet na tematy iście męskie ze sobą gadamy |
Wyobraziłam sobie, jak za kilka lat na półkach w sklepie będzie można kupic klony Juli, z napisem; IDEALNA MATKA ŻONA. KUP TERAZ! PRZECENA SEZONOWA 60%.
Powodzenia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
agniecha pół żartem / pół serio
Dołączył: 06 Mar 2007 Posty: 14556 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1225 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:55, 27 Lut 2011 Temat postu: Re: Dorastanie dzieci i rodziców. |
|
|
Paj napisał: | (...) Przeżywam rozczarowanie, strach, że poprzez ich błędy- będą cierpiały. A przecież nie mogę ich uchronic. Nie mogę? Nie mogę im zabronic upadku, nie mogę im tego odebrac, bo nie dorosną. To ja mam problem. Jak Wy radzicie sobie z dorastaniem dzieci, z ich dorosłością. Jak odciąc pępowinę bezboleśnie, aby nie miec poczucia winy, że wybieramy egoizm, że skazujemy je na ból? |
Obawy były , są i zawsze będą , że coś w dorosłym życiu naszych dzieci może pójść "nie tak " . Od ponad pół roku moje dziecię radzi sobie samo , daleko ode mnie .. Ma jako-taką świadomość , że życie nie jest bajką . To ona uspokaja mnie , że moich błędów nie popełni . Moja córka , moją matką .. tak czasem żartujemy . Teraz .
Wcześniej bywało ciężko ..ojj bywało ..
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
FRIDA Gość
|
Wysłany: Nie 17:56, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Juli* napisał: |
ale nie jest tez trudne przez wiele lat mieć z nimi dobry kontakt.
|
Niekoniecznie. Może się okazać, że jest to sprawa niezwykle trudna, nawet dla rodziców, którzy w gruncie rzeczy powinni znać swoje dziecko jak najlepiej, i posiadać szczególną umiejętność, zdolność dotarcia do jego psychiki. Każdego trzeba rozpatrywać indywidualnie, są przeróżne typy osobowości, konstrukcji psychologiczno - emocjonalnych. Są w związku z tym dzieci szczególnie "trudne", i w takim wypadku może się okazać, że ten dobry kontakt z własnym dzieckiem nie jest czymś bardzo łatwym, prostym, normalnym do osiągnięcia. Może się okazać, że jest to sprawa szczególnie trudna. |
|
Powrót do góry |
|
|
Juli* sobą być i więcej nic
Dołączył: 11 Kwi 2006 Posty: 7997 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:01, 27 Lut 2011 Temat postu: Re: Dorastanie dzieci i rodziców. |
|
|
FRIDA napisał: | No, oczywiście są też takie dzieci, które wpływowe w ogóle nie są. Uważam, że pomimo wszystko, pomimo naszych ambicji co do dzieci, wyobrażeń co do ich przyszłości - powinniśmy pozwolić im być przede wszystkim sobą, nie narzucać niczego za wszelką cenę, nie walczyć do upadłego, możemy jedynie sugerować, wskazywać drogowskazy. |
Uważam, że każdy jest pod czegoś, bądź kogoś wpływem z tą tylko różnicą, że jedni w mniejszym, inni w większym stopniu. Tylko w pewnych obszarach bywamy egoistami i indywidualistami. Mamy własne ścieżki, po których chadzamy.
Gdybym chciała, by moje dziecko było takie jak ja, to bardzo bym je unieszczęśliwiła. Jedyne co nas łączy to zamiłowanie do czytania książek, znajomości języków i informatyka.
Nie jeździ konno, nie gra na fortepianie czy gitarze, nie przepada za muzyką poważną, jest ateistą od czasów gimanzjum. Na religię uczęszczał tylko dlatego, że jak mówił - "nie wiem czy przyszła żona nie będzie tego wyznania, no i wikary był super" Zresztą tutaj nie było problemu, ponieważ jestem wyjątkowo wyzwoloną w tej materii hehe.
Uczył sie zawsze tylko tyle, ile to konieczne i czego lubił, ale nigdy nie miał problemów z nauką. Nie wymagałam od niego średniej 5,0 i nie musiałam tłumaczyć, że stać go na więcej, niż 2,2. Mogłabym wymieniać i wymieniać. A kiedy w życiu bywało ciężko zawsze był przy mnie. Szybko musiał dorosnąć i nieżle sobie z tym poradził. Fajny chłopak mi się trafił...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kewa optymistyczna realistka
Dołączył: 05 Lis 2005 Posty: 24976 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1879 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: prawie Wrocław
|
Wysłany: Nie 18:04, 27 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Seeni napisał: | Uwielbiałam swoje dziewczynki kiedy były małe. Zbierałam je ze sobą wszędzie: na imprezy, pod namiot, na zakupy, na wczasy, nocą na spadające gwiazdy, do kina a nawet do opery- gdzie przysypiałyśmy wszystkie trzy. Z nimi przechodziłam świnkę i ospę oraz rumień dnia piątego. Urządzałyśmy karnawałowe bale i bawiłyśmy się całymi dniami w sklep warzywny albo Kobietę Bluszcz, razem gotowałyśmy, czytałyśmy wiersze i Anielkę Prusa na głosy, miałyśmy wspólne sekrety. Z córkami nigdy się nie nudziłam a okres kiedy były dziećmi wspominam najmilej.
|
Ja miałam zupełnie odwrotnie. Głównie jeśli chodzi o chłopaków. Matko jedyna, jak oni mnie nudzili! Nie można było czytać książki, bo dzieci preferowały opowiadane (lepszy był w tym mój mąż), ganianie po drabinkach, granie w piłkę, wspólne gotowanie i te wszystkie: po co? dlaczego? Gdzie wyszliśmy tam było albo za zimno, albo za gorąco, albo chciały pić, albo sikać. Czułam się przytłoczona i zdominowana. Teraz to zupełnie co innego: syn ma fajnych kolegów i oni wszyscy mają bardzo poważne problemy, a ja mam doświadczenie życiowe i się mnie radzą i rozmawiamy. Z synem i z córka chodzimy na spektakle, omawiamy je, wymieniamy doświadczenia. Córka ma głębokie przemyślenia i podobne do moich zainteresowania, możemy przegadać cale godziny.
No tak, ale my o samodzielności. No chyba z tym nie jest najlepiej. Syn ma 25 lat i na weekendy zawsze przyjeżdża, właśnie próbuję zainicjować poszukiwanie pracy, bo kończy w tym roku studia. Bardzo bym chciała, żeby został na stałe we Wrocławiu. Dzieci są na całe życie, właściwie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
paj maszynista z Melbourne
Dołączył: 16 Lis 2008 Posty: 3593 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1171 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:06, 27 Lut 2011 Temat postu: Re: Dorastanie dzieci i rodziców. |
|
|
aguśka napisał: | Paj napisał: | (...) Przeżywam rozczarowanie, strach, że poprzez ich błędy- będą cierpiały. A przecież nie mogę ich uchronic. Nie mogę? Nie mogę im zabronic upadku, nie mogę im tego odebrac, bo nie dorosną. To ja mam problem. Jak Wy radzicie sobie z dorastaniem dzieci, z ich dorosłością. Jak odciąc pępowinę bezboleśnie, aby nie miec poczucia winy, że wybieramy egoizm, że skazujemy je na ból? |
Obawy były , są i zawsze będą , że coś w dorosłym życiu naszych dzieci może pójść "nie tak " . Od ponad pół roku moje dziecię radzi sobie samo , daleko ode mnie .. Ma jako-taką świadomość , że życie nie jest bajką . To ona uspokaja mnie , że moich błędów nie popełni . Moja córka , moją matką .. tak czasem żartujemy . Teraz .
Wcześniej bywało ciężko ..ojj bywało .. |
Właśnie jestem przed dużymi zmianami. Wyjadę. Zostawię ją w tej cholernej Warszawie, bo ona nie chce wyjechac. Ale jej dotychczasowa stabilizacja, tzn szlag ją właśnie trafił. A nie chcę, aby jej dorosłośc polegała na tym, że będę jej szykowała wałówki, wysyłała pieniądze. Rzomawiałam z nią; podjęła się zmian, ale..to co robi, to bardziej zintensyfikowane życie towarzyskie.
No i dupa blada.
Ona ma urządzac sobie dorosłe życie; szukac mieszkania, pracy, bo za chwilkę nie będzie domu mamusi z pełną lodówką.
Ja wiem..
Ona może to wszystko zorganizuje w jeden tydzień.
Ale mi....nóż w kieszeni się otwiera.
Wiem, że będzie lepiej, gdy nie będę się wtrącała.
Ale czas płynie.
Ja na walizkach, córka na imprezach.
Przecież nie powiem starej babie; masz zakaz wychodzenia z domu na imprezy!!!!
Piję melisę.
Mój partner mówi; zachowaj spokój.
Staram się.
Ale nic za cholerę z tego nie rozumiem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|