|
po 30-tce niezwykła strona niezwykłych użytkowników
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jayin mistress of chaos
Dołączył: 05 Paź 2006 Posty: 5958 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 987 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: pogranicze Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:26, 03 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Tak, Ewa. Golfowy chyba...
Ale... rower ponoć właśnie by ci pomógł
"Jazda na rowerze może bardzo korzystnie wpływać na stan zdrowia ludzi cierpiących na chorobę zwyrodnieniową kręgosłupa i stawów, zwłaszcza stawów biodrowych. Powinni oni korzystać z rowerów z wysoką kierownicą, gdyż sprzyja to siedzeniu z wyprostowanym kręgosłupem.
Wiele osób ze zmianami zwyrodnieniowymi w stawach biodrowych właśnie dzięki jeżdżeniu na rowerze może chodzić i nie stało się inwalidami. Także w przypadku osteoporozy, czyli postępującego z wiekiem odwapnienia i przebudowy kości, jazda na rowerze poważnie opóźnia rozwój choroby."
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kewa optymistyczna realistka
Dołączył: 05 Lis 2005 Posty: 24976 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1879 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: prawie Wrocław
|
Wysłany: Wto 9:30, 03 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Jayin, na Ciebie zawsze można liczyć. Tak zrobię! Kupię miejski rower z wysoką kierownicą
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Jayin mistress of chaos
Dołączył: 05 Paź 2006 Posty: 5958 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 987 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: pogranicze Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:51, 03 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Kup
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Tina maszynista z Melbourne
Dołączył: 07 Paź 2010 Posty: 2990 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 327 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: rzut kamieniem od granicy miasta Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:32, 03 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Ewo, alez ja dlatego zaczelam znowu jezdzic na rowerze!
zeby wlasnie utrzymac sprawnosc fizyczna! no i dlatego, bo to dobry sposob na zdrowy kregoslup.
no i fakt - kierownice mam wyzej!
acha!
moj znajomy, ma 78 lat, a jezdzi na rowerze!!!
a ze u nas sa gorki i pagorki, to ma taki rower z silnikiem. czyli jak pedaluje, to mu sie laduje do czegos takiego jak dynamo (tak to zrozumialam, nie znam sie na fachowym slownictwie), a jak potrzebuje "pomocy" przy wjezdzie na gorke, to sobie to "dynamo" wlacza i mu jest latwiej pedalowac.
ale mowil, ze na stroma gorke, to jednak nie wjedzie, bo ten moterek nie ma takiej mocy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tina dnia Wto 14:34, 03 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
flykiller Gość
|
Wysłany: Wto 17:30, 03 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Hm, jazda na rowerze wymusza raczej pochyloną, niezbyt korzystną pozycję dla kręgosłupa. Trzymać się idealnie wyprostowanym jest bardzo trudno, a poza tym wygląda to mocno nienaturalnie. Swojego czasu lekarz rehabilitacji odradzał mi, przy problemach z kręgosłupem, jazdę na rowerze, przynajmniej do czasu solidnego wzmocnienia (np. pływaniem) mięśni grzbietu i brzucha.
Jeśli zaś chodzi o osteoporozę to, faktycznie, ruch ponoć działa korzystnie na kondycję kości, ale trzeba pamiętać, że jazda na rowerze może być kontuzjogenna. Znajomej z zrzeszotnieniem kości baardzo długo zrastała się kość udowa po tym, jak została "najechana" na ścieżce rowerowej przez innych rowerzystów.
Ostatnio zmieniony przez flykiller dnia Wto 17:30, 03 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Kewa optymistyczna realistka
Dołączył: 05 Lis 2005 Posty: 24976 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1879 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: prawie Wrocław
|
Wysłany: Wto 18:38, 03 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Mam właśnie przypadłość opisaną przez Flykillera, że raczej nie wskazana jest pochylona pozycja. Nie poddaję się. Terapeutka (testuję nową metodę) powiedziała, że jestem w znacznie lepszym stanie niż wskazywałyby na to wyniki badań. Jednocześnie mam znajomego, który ma znajomego, którego wzmiankowana metoda uratowała przed zabiegiem i teraz biega i szusuje na nartach.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Kilo OK maszynista z Melbourne
Dołączył: 23 Maj 2009 Posty: 19237 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 494 razy Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany: Wto 18:57, 03 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Po jeździe na górskim będzie boleć. Po jakimś czasie przestanie, ten typ roweru wymusza pracę prawie wszystkich mięśni szkieletowych, od nóg, po mięśnie twarzy - przy jeździe pod górę.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
W2 maszynista z Melbourne
Dołączył: 09 Lut 2010 Posty: 2544 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 89 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Poznań Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 22:31, 11 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Ku przestrodze.
Uprawiam aktywnie kolarstwo, ale tylko amatorsko. Był to jeden z treningów i jechaliśmy w trójkę. Ja, syn i jego kolega. To była czasówka i chcieliśmy urwać chociaż minutę w na tym dystansie. Trasa była mieszana - trochę asfaltu, dukty leśne i kawałki crossowe ze zjazdami i piachem. Rzecz się działa na wąskiej asfaltowej drodze, po której rzadko jeździły samochody. Na prostym odcinku prowadził syn, za nim ja, a na końcu jego kolega. Byłem po zmianie i trzymałem się na jego kole. Za krótko, bo w pewnym momencie moje przednie koło wyprzedziło z prawej strony jego tylne i je przytarłem. W takim momencie należy szybko wyhamować i wrócić jakieś pół metra od poprzedzającego roweru. Jechałem pochylony, podparty na lemondce, a w takiej pozycji trudno szybko przyhamować. W trakcie tego manewru przytarłem i natychmiast wywróciłem się na lewą stronę blokując połowę drogi. W takiej pozycji szurałem jeszcze po asfalcie i na pewno to mnie uratowało od pewnej śmierci. Ale na pewno opanowanie kierowcy, który za mną jechał. Upadając na bok, wpadłem mu prosto pod koła. W momencie upadku jadący przede mną syn obejrzał się i zobaczył , ze za chwilę przejedzie po mnie szybko jadące auto. Kierowca był dobry, bo robił wszystko, żeby na mnie nie najechać. Jego abeesy harczały, auto mu tańczyło po szosie, bo próbował mnie ominąć. Ryzykował wpadnięciem do rowu , lub uderzeniem w przydrożne drzewo. Minął je na centymetry i moją głowę też na centymetry. Szurając po szosie właściwie wszystko jest ok, bo głowę od uderzenia ochronił mi kask (Zawsze jeżdżę w kasku), trochę krwi na kolanie i ręce - to wszystko. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z grozy sytuacji. Kiedy leżałem na drodze, usłyszałem dziwny pisk i szum powietrza tuż przy mojej głowie, a potem tył jakiegoś zwariowanego samochodu. Zatrzymał się 30 m dalej, a więc musiał mnie minąć około 90-tki. Gdyby mi lekko tyknął głowę, pewnie by odpadła. Albo miazga by była i zbierali mnie w kawałkach.
Po kilku dniach, kiedy się otrząsnąłem, przyszła mi refleksja, że życie jest największą wartością. Dostałem drugie życie i to trochę mnie zmieniło. Już tak nie gonię za dobrami materialnymi, jeżdżę na wczasy, udzielam się towarzysko i na forum piszę.
A rowerem nadal jeżdżę i ścigam się i ryzykuję. Co mi tam, chyba mnie nie rozjadą. Gdybym wierzył, to powiedziałbym, że anioł stróz miał mnie w opiece. A może ma?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Baron von DupenDrapen maszynista z Melbourne
Dołączył: 13 Gru 2005 Posty: 1788 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 218 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 23:34, 04 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
No właśnie ile to razy unikamy o włos przenosin na tamten świat ...
Ja to jak jeszcze byłem w liceumie lubiłem z kolegami zapierniczac za autobusami. Bo wtedy nie ma oporu powietrza.
Wtedy to nawet można prawie ze 60km/h na prostej wyciągnać.
(zresztą teraz też lubię zapierniczac za autobusami tylko troche bardziej uważam)
Raz tak z kolegą wybralismy sie na wieś i obaj "podłączyliśmy" się za PKSem i tak sobie elegancko zasuwamy (ja to pamiętam mialem wtedy taka PRL-owską wyscigówkę na szytkach Huragan sie nazywała (ciekawe co sie z nia stało?)) (to na Żołnierskiej było ) i nagle mój kolega walnął w jakiś wystający kawałek asfaltu, kierownica mu wypadła z rąki zarzuciło go w bok prosto na mnie, na szczeście udało nam się nie wywalić bo pewnie byłoby po nas, bo zaraz za nami jakaś ciezarówa jechała...
No... wtedy to się strachu najedliśmy ...
Albo raz jak psa wyprowadzałem na rowerze, a ten wiewióre zobaczyl i w bok szarpnąl smyczą, a ja salto do przodu przez kierownicę zrobiłem i na betonie wylądowałem. Nic mi sie nie stało tylko nowa kurtke puchowa sobie rozdałrem (czy ja tego gdzieś już nie opowiadałem?)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
LampionyZeStarychSloikow maszynista z Melbourne
Dołączył: 24 Mar 2013 Posty: 2671 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 90 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 0:37, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
sprzedalem swoj rower jak odkrylem, ze zasadniczo to tylko zajmuje miejsce w garazu (w ciagu calego roku moze z raz go uzylem).
ale czasami nostalgia za popedalowaniem wraca - dzieki bogu uruchomiono w koncu rowery miejskie (veturilo) - wiec jak mnie dopadnie chlopska fantazja to robie trase 1-2 godzinna, odstawiam rower i ide na piwo
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
l maszynista z Melbourne
Dołączył: 01 Paź 2011 Posty: 6165 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 97 razy Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 0:44, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
a ja przedwczoraj pierdolnalem w takiego merdecesa ( chyba mu pol prawej karoserii zarysowalem)
przewrocilem sie ofkors i wyjebalem gosciowi prawe lusterko
az sie strasznie dziwil, ze mi sie nic nie stalo
ale to nie tak - ja jezdze bardzo ostroznie - znaczy staram sie przewidywac ze 16s naprzod
huj mi po prostu zajechal droge( na sciezce rowerowej, przy zjezdzie), wiec zastanawiam sie czy nie brac hd-kamery na jazdy rowerem ( w razie ustalania dowodow)
za szesc dych sobie tako kupilem z rok temu (action cam); robi nawet w nightvision i z podswietleniem obu trybow
generalnie to ani mi, ani mojemu zajebistemu roverkovi za dwie dychy nic sie nie stao*
ale tez nie chce popierac bezmyslnosci ( normalnie to jakas pizda wjezdza trocha a potem wyhamowuje - sorki ale takie bledy popelniaja przewaznie sami wieci kto)
ale w tym przypadku ten huj bardzo szybko i gwaltownie zjechal ze swojego pasa, wiec jakis nieprzewidywalny byl
to jakby na autostradzie ktos zaczal cofac- nie ma szansy na unikniecie, ale jest szansa na zahamowanie
dobrze, ze sie orientuje** na glupote innych, bo wjebalbym sie pod kola
a tak naprawde mimo teatralnego orla po prawej karoserii nic mi sie nie stalo
*wczesniej kupilem sobie dwa razy drozszy, ale mi ukradli
**ZAWSZE!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
LampionyZeStarychSloikow maszynista z Melbourne
Dołączył: 24 Mar 2013 Posty: 2671 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 90 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 0:58, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
corsaire napisał: | az sie strasznie dziwil, ze mi sie nic nie stalo | jak to lecialo z tym szczesciem, co to go niektorzy maja?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
l maszynista z Melbourne
Dołączył: 01 Paź 2011 Posty: 6165 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 97 razy Ostrzeżeń: 1/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 1:01, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
ok
moge przyznac, ze jestem gupi
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Baron von DupenDrapen maszynista z Melbourne
Dołączył: 13 Gru 2005 Posty: 1788 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 218 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 2:04, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
A mój pierwszy rower nazywał sie "Bobo" i był wiśniowego koloru.
A raz (właśnie w tym rowerze) wsadziłem nie chcący palec między łąńcuch i przednią zębatkę, ktorej ząb wbił mi się w palec i dotej pory mam bliznę na czubku palca.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Baron von DupenDrapen maszynista z Melbourne
Dołączył: 13 Gru 2005 Posty: 1788 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 218 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 2:29, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Aha, zapomniałem sie pochwalić, raz kiedyś sam zrobiłem sobie przerzutkę.
Własnie to tego "Huragana" bo ta oryginalna była trochę ch*jowa bo miała płaski patograf i się trochę wyginała i była tylko na trzy tryby (w komunie to wszystko ch*jowo robili) to ja wziałem i zrobiłem szerszą z profilem C z tulejkami miedzianymi, troche dłuższą na pięć trybów. Bardzo elegancko i lekko działala tylko trochę rdzewiała bo blacha była żelazna nie "pochromowana"
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
lulka Ewa chce spać
Dołączył: 29 Sie 2005 Posty: 11227 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1364 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:50, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Macie czasami tak jakbyście we wspomnieniach patrzyli na siebie z boku?
Pierwszy rowerek "prawdziwy" dostałam na swoje piąte urodziny.
Tata już wcześniej dorobił do niego kijek, a że w tym dniu była pełnia lata i tata miał urlop to zaraz po śniadaniu mama wystroiła mnie w sukienkę, która kończyła się w połowie tyłka (muszę Ją spytać dlaczego mnie tak kuso ubierała? ) i poszliśmy nieopodal z rowerkiem - między dwa rzędy garaży gdzie był asfalt, a na końcu była łąka.
Ja na rowerku - tata za mną trzymający kijek, ale rowerek ni cholery nie chciał jechać prosto. Zaledwie w kilka minut załapałam, że czym prędzej jadę tym łatwiej jest utrzymać równowagę i jechać prosto.
Pocisnęłam więc po pedałach czyli dodałam gaz do dechy...
Łąka zaczęła się przybliżać w zawrotnym tempie, a ja zdążyłam jeszcze tylko krzyknąć: "Tato, a jak się hamuje?"
Tyle, że nie słyszał bo został gdzieś na początku nieszczęsnych garaży.
Wpadłam z impetem na łąkę, która zaczynała się rowem melioracyjnym.
Znaczy się rowerek został na kępie trawy, a ja wodowałam bo w rowie jakiś strumyk płynął.
I tutaj powracam do początku opowieści - we wspomnieniach stoję z boku niewidzialna i widzę tę malutką, szczuplutką dziewczynkę o lnianych włosach, która wstaje, naciąga mokrą sukienkę na tyłek i nieproporcjonalnie grubym (do wyglądu) głosem z wyrzutem mówi do taty, który na widok wodowania jednak szybko się przybliżył: "Dlaczego mnie nie trzymałeś????!!!"
Nawet się nie rozpłakałam, ale wówczas podjęłam pierwsze w życiu prawdziwe postanowienie - że odtąd będę liczyła tylko na siebie.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez lulka dnia Nie 9:51, 05 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
Ron Łotoszacz rozwielitek
Dołączył: 29 Kwi 2009 Posty: 5485 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 284 razy Ostrzeżeń: 3/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 10:07, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Jak się nie pzewrócis to się nie naucys, jak mawiał anonimowy gazda. Ja też odkryłem, że jak się jedzie z górki to utrzymanie równowagi to pikuś, a problemem jest wyhamowanie. W moich czasach rowerki miały stałe sprzężenie kół z pedałami. Znaczy się im szybciej z górki toczyły się koła tym szybciej kręciły się pedały aż osiągały wartość graniczną przebierania kończynami dolnymi i następowała na ogół ohydna w skutkach katastrofa.
Dlatego nauczyłem się jeździć dopiero na rowerze superdziadka. I jego długim, pochyłym podwórku ogrodzonym siatką. Jedyne problemy jakie wystąpiły to trafienie centralnie między słupki i ohydnie kiepska wytrzymałość siatki na odkształcenia co spowodowało ohydną bulwersację superdziadka. Ale docenił nabycie nowej umiejętności i nie zabił, choć mógł.
A co do liczenia na samego siebie to przecież nie mogłem liczyć na to, że mój nad grobem stojący 35-letni ojciec będzie ganiał trzymając rowerek.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ron dnia Nie 10:22, 05 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
lulka Ewa chce spać
Dołączył: 29 Sie 2005 Posty: 11227 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1364 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:24, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Ron napisał: | W moich czasach rowerki miały stałe sprzężenie kół z pedałami. |
Nie, żebym była taka stara jak Ty, ale też miałam taki rowerek sprzężony bo po starszym koledze był.
Wyglądał jednak jak nowy bo go tato pięknie odmalował - na wściekłą zieleń co było olbrzymim powodem do dumy (mojej) bo nikt takiego rowerka nie miał.
Powracając do tego sprzężenia - to był sport ekstremalny bo jak się człek tak rozpędzil to trzeba było w odpowiednim momencie podnieść nogi do góry bo w innym wypadku z powodu przyspieszenia kręcenia owych pedałów gubiło się rytm i poza totalnym obiciem łydek, które zaplątywały się w nie finisz był na betonie. Po dwukrotnym rozwaleniu szczęki (to cud, że nie zostałam szczerbata) doszłam w tym do perfekcji.
Przez te krótkie sukienki nic w dodatku nie widziałam bo nie dało się ich przysiąść, a przy takim pędzie najczęściej powiewały gdzieś w okolicach mojego czoła.
Po wielu latach - gdy już byłam młodziutką mężatką brat mnie tak przewiózł na motorze. Tzn. pęd powietrza zerwał ze mnie sukienkę. Tyle tylko, że była "przysiądnieta" więc nie odleciała, a dumnie powiewała za motorem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
Ron Łotoszacz rozwielitek
Dołączył: 29 Kwi 2009 Posty: 5485 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 284 razy Ostrzeżeń: 3/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 11:05, 05 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
No ze spodniami też nie było łatwo ale przynajmniej czlowiek odkrywał, że rodzice to nie do końca istoty racjonalne. Jak zaliczyłem kontakt z betonem na tym nieszczęsnym rowerku to się kolano starło do kości, co zasadniczo dla młodego czlowieka spod znaku Strzelca nie jest czymś nadzwyczajnym. Za to poważnym problemem byla pokaźna dziura w nowych spodniach. Toteż długo odwlekałem powrót do domu logicznie przewidując ohydne zbulwersowanie rodziców, a jak po paru godzinach wróciłem to rodzice zamiast spodniami przejęli się kolanem i jak odkleić spodnie. Zniszczyli je do reszty.
Edit. I nie dostaniesz pochwały za złośliwe drażnienie wyobraźni Rona.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ron dnia Nie 11:17, 05 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
flykiller Gość
|
Wysłany: Pon 17:58, 06 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
lulka napisał: | Macie czasami tak jakbyście we wspomnieniach patrzyli na siebie z boku?
Pierwszy rowerek (...) |
Nie, bo nie mam czego wspominać. Nauczyłam się jeździć na rowerze w okolicach trzydziestki i mój pierwszy rower nadal nadaje się do użytku. Jak zwykle, kiedy wypływa temat "rowerowy", powtarzając, jak dennym jestem rowerzystą, uparcie namawiam Seeni do podjęcia prób oswojenia roweru, bo nawet jeżdżąc dennie, rozrywka jest przednia.
Na przerzutki w ogóle nie zwracam uwagi, ale jeżdżę zwykle na wypośrodkowanych biegach, bo lubię czuć pewien opór, a nie majtać nogami jak oszalała, kiedy bieg jest zbyt niski.
Nie mam też specjalnych gaci ani rękawiczek, nie noszę kasku i nie zawracam sobie głowy smarowaniem łańcucha. Całość pozimowych zabiegów sprowadza się do przetarcia roweru z kurzu i napompowania przyklejonych do podłogi kół. W najczarniejszych wizjach widzę potem, jak podczas zjazdu z górki to sparciałe, być może, koło robi spektakularne "trach", ale w momencie, kiedy już z tej górki realnie zjeżdżam, zupełnie o moich obawach zapominam. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|